piątek, 7 marca 2014

Sushi

Dziś byłam na lunchu z asystentką prezesa. Zaprowadziła mnie do mikro-knajpeczki w ciemnej uliczce zupełnie nie-wyglądającej, do której sama bym w życiu nie weszła. A w środku sceneria filmowa. 100-letni pan kroi rybkę na sushi, a zupkę miso roznosi jego 70-letnia córka. Obdrapane ściany, trochę ciemno, trochę brudno, ale w środku sami lokalsi. Siada się przy barze i sushi-master decyduje jakie nigiri dzisiaj zjesz. Oprócz klasyki takiej jak łosoś, tuńczyk, krewetka jadłam zylion pysznych świeżych rybek koloru białego, których nazw nie znam pewnie nawet po polsku, coś o smaku pomiędzy ślimakiem morskim a ośmiornicą oraz coś co żyje w środku takiej kulki z kolcami w morzu. Wybaczcie moją ignorancję względem nazw, ale japońskiego w tej materii jeszcze nie ogarniam. Pan sushi-master tak się zachwycił, że cudzoziemka odwiedziła jego cicho-ciemną knajpkę, że podarował mi na koniec gumkę do ścierania w kształcie nigiri z tuńczykiem. Dam Karolinie do jej kolekcji festyniarskich gadżetów:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz