piątek, 26 września 2014

Koreanski - lekcja 1

Bylismy wczoraj na pierwszej lekcji koreanskiego.
Standardowo pani udaje, ze nie mowi po angielsku i od poczatku gada do nas tylko po koreansku. Jest challenging. W grupie mam paru Amerykanow, Australijczyka, 3 Chinczykow, Peruwianke, Taja i Japonke, ktora przegapila chyba test klasyfikujacy do odpowiedniej grupy, bo smiga po koreansku jak rodowita Koreanka. W ogole wszyscy ludzi oprocz mnie musieli sie juz uczyc troche koreanskiego, bo czytaja literki jak ta lala. Znow sie czuje jak na wykladzie z algebry abstrakcyjnej na kacu, w polowie semestru, pojawiajc sie po raz pierwszy na zajeciach.

Pod koniec zajec powiedzialam Pani, ze nie bedzie mnie przez caly nastepny tydzien bo wyjezdzam na biznes tripa. Pani sie bardzo przejela i powiedziala, ze mam przyniesc usprawiedliwienie z pracy, bo inaczej nie zalicze kursu... 

Proza biura

 Sa rzeczy w Korei, do ktorych nigdy sie przyzwyczaje.
Do lazienki za daleko, wiec Koreanczycy postawili sobie wiaderko, zeby wylewac niedopita kawe.


To tak, zeby nie bylo, ze wstawiam tylko slodko-pierdzace zdjecia widoczkow z Japonii...

HRy w Korei

Bedac ekspatem w Azji codziennie przesuwam granice swojej "pierdole, wracam do Europy" strefy. Dzisiaj HRy jednak wyczerpaly  limit na caly tydzien.

W ramach kontraktu przysluguje mi 80h kursu jezykowego, co nie? No wiec podchodzi do mnie dziewczynka NIE z HRow i mowi, ze HRy chcialyby sie dowiedziec czy zamierzam zaczac sie uczyc. Taki mamy tu klimat, ze zeby cos zalatwic trzeba najpierw wyslac posrednika. Podobno bardzo niegrzecznie w Korei "zaatakowac" nieznana osobe bezposrednio lub telefonem, a juz wyslanie maila bez telefonicznego uprzedzenia to jest w ogole szczyt szczytow i gwarantowana porazka. But seriously, chlopaczek z HRow ktory odpowiada za komunikacje i rozwoj pracownikow wysyla do mnie dziewczynke, ktora liczy modele statystyczne?!

No wiec zainicjowalam spotkanie z HRami w tym temacie, jak bialy czlowiek w cywilizowanym kraju. Poinformowalam grzecznie, ze dziekuje za zainteresowanie, ale znalazlam sobie juz kurs, ktory mi odpowiada, zaplacilam i tu, prosze, jest faktura. Zaczelo sie...

Po pierwsze, dlaczego kurs 90h jak w kontrakcie jest 80h... Nie ma innych na rynku niz 90h ale dowiedzialam sie, ze chlopaczek spedzil pare dni na researchu, zeby znalezc jakis 80h, po czym poddal sie i chcial zaproponowac 80h lekcji prywatnych (5razy drozszych), zeby zmiescic sie w limicie godzinowym z mojego kontraktu i spalic przy tym budzet calego dzialu na reszte roku.

Po drugie, jak to zaplacilam z prywatnych  pieniedzy jak to trzeba z firmowych. Zwrot pieniedzy na moje konto wymagalby skomunikowania sie z dzialem ksiegowosci, co totalnie porazilo chlopca od komunikacji...

Suzhou

Zalegam jeszcze fotki z weekendu w Suzhou. Przewodniki turystyczne glosza, ze Suzhou to taka Wenecja Chin. Autorzy Lonely Planet chyba nie byli nigdy w Wenecji, albo wierza w mity kalibru "Miedzyzdroje to takie polskie Cannes". Kanaly - check, piekne ogrody - check, ale poza tym chinskie male miasto o populacji zaledwie 10 mln mieszkancow.

















Suzhou lezy 90 km od Szanghaju, co oznacza 25 min chinskim TGV. Tak, w Azji odleglosc do pracy liczy sie w minutach, nie w kilometrach. Dlatego tez w Suzhou buduje sie drugie centrum biznesowe - na Pudongu w Szanghaju bedzie sie handlowac papierami wartosciowymi a w Suzhou bedzie sie handlowac papierem na zeszyty szkolne w Empiku.

Suzhou jeszcze 20 lat temu bylo wioska rybacka z ladnymi ogrodami i kanalami, teraz jest bagatela 10 milionowym miastem, w ktorym wlasnie buduje sie najwyzszy budynek w Azji. Mowilam, ze impossible is nothing? No to teraz sprobujcie sobie wyobrazic mega korek na skomplikowanym skrzyzowaniu. Mamy to? No, to teraz dodajmy jeszcze sciezke dzwiekowa w postaci trabienia wszystkich samochodow na raz. Mamy to? No, to teraz dodajmy setki skuterow, na ktorych przewozi sie kury, psy, koty, zony, dzieci, lodowki, zmywarki.... Chiny to dziki kraj.




niedziela, 21 września 2014

Chinski toast



Team sie zorientowal, ze do tej pory nie bylo jeszcze oficjalnej, powitalnej firmowej kolacji dla mnie. 


Poszlismy cala grupa do w miare fancy restauracji z jedzieniem z prowincji Guangjiang, wszystko pyszne, jemy, pijemy herbatke, po czym szefowa departamentu zamawia piwo dla wszystkich. Nalewamy I nagle menedzer zespolu wstaje, podnosi kieliszek do gory I mowi glosno do mnie, ze mi bardzo dziekuje za cala prace, stukamy sie kieliszkami, ja kulturalnie po dziewczynsku biore lyczka do ust, a ten na stojaco cale piwo wypija do dna. Siada. Jak to Chinczyk od razu robi sie caly czerwony na twarzy. Oooookeay…


Mijaja dwie minuty, po czym wstaje kolejna osoba, mowi glosno jak bardzo mi dziekuje za wszystko, stukamy sie kieliszkami i wypija cale piwo duszkiem do dna.
W tym momencie skumalam co sie swieci… Zostalo jeszcze 5 osob do toastu, czyli 5 piw dla mnie w tej nierownej grze “jeden na jeden”. Niewypicie “duszkiem do dna” oznacza brak szacunku dla osoby z toastu. Nie wiedzialam ile bedzie rund, wiec stwierdzilam, ze pierdole te konwenanse i zostawialam troche na dnie.

Koniec koncow byla tylko jedna runda, po ktorej wszyscy Chinczycy zrobili sie cali czerwoni, a ja bylam trzezwiutenienka. Po calej kolacji moj europejski szef powiedzial mi, ze mialam duzo szczescia, ze bylo lekkie piwko na stole, a nie mocne brandy… I ze team jest z Shanghaju a nie z polnocnych prowincji Chin, gdzie sa znacznie mocniejsi zawodnicy. Challenge accepted!

Chinski lunch


Wychodzac na lunch w Europie dywagujemy czy zjesc cos polskiego, wloskiego, hiszpanskiego, chinskiego czy japonskiego. W Chinach jak wychodze z teamem na lunch to wybieramy miedzy prowincja Jiangsu, Sichuan, Henan czy moze Hong Kongiem… Nigdy nie pojawilo sie jedzenie europejskie czy amerykanskie na tapecie. Ba, nawet tajskie czy japonskie nie wchodzi w gre. Raz mi chcieli zaproponowac koreanskie, ale uswiadomilam im szybko co ja mysle o koreanskim jedzeniu :)

Ale w sumie trudno sie dziwic - Chiny sa wielkosci Europy i tu kazda prowincja ma swoja lokalna kuchnie, tak jak kazdy kraj w Europie. I ta chinszczyzna, ktora mamy w Polsce to jakas marna wietnamska wariacja nt. mixu kuchni ze wszystkich prowincji Chin. A tu jest naprawde pysznie i paradoksalnie ryz nie jest podstawowym elementem posilku. Wszystkich niedowiarkow zapraszam tutaj na lunch;)

Shanghai

Szanghaj jest jak narkotyk - z kazda dawka chcesz go wiecej i czesciej.



W Szanghaju "impossible is nothing".










czwartek, 18 września 2014

Wszystkie drogi prowadzą do Tokio...

Po drodze z wczasów na Shikoku zahaczyliśmy jeszcze o Tokio. Poszłam na jeden dzień do tokijskiego biura i znowu moja wakacyjna opalenizna była tematem nr 1 - może nie całego dnia tak jak w Korei, ale poranka przynajmniej. "Enjoyed too much" moją dewizą na następne wakacje!

Tyczasem ostatnie podrygi z nowym obiektywem w Tokio:



Shinkansen

Ostatnio w hotelu w Tokio zasłyszałam taki oto dialog grubego Amerykanina z panią concierge:
- Could you book a train ticket for me?
- Sure! Where do you want to go?
- Anywhere, but by the fastest train in Japan!

Powiedzmy sobie to otwarcie: każdy z nas w pierwszej chwili miałby tego pana za kompletnego debila - tak jak pani concierge, ale... ręka do góry kto NIE chciałby się przejechać Shinkansenem. Nie ma, dziękuję:)


Parę shinkansenowych refleksji:
- ten pociąg się nie kończy
- każdy Japończyk czeka elegancko w kolejeczce do drzwi swojego wagonu
- tak, wiadomo, gdzie stanie dany wagon z dokładnością do centymetrów
- pociąg czeka dobre 2 minuty na peronie
- można nastawiać zegarki względem odjazdu pociągu
- pociąg rusza w akompaniamencie otwieranych puszek do piwa
- bento to istny must have! (takie pudeleczko z pysznym japonskim lunch'ykiem)
- konduktor się kłania i przeprasza, że sprawdza bilety
- nie czuć tych 320 km/h - puszka piwa stoi elegancko!

Kazura-bashi & Kompira-san

Proszsz...Żeby nie było, że tylko siedzimy w jacuzzi w tej Iya Valley...







W przewodniku Lonely Planet pisali, ze to dwie najważniejsze atrakcje turystyczne na Shikoku. Jak po powrocie powiedziałam w moim japońskim biurze, że tam byłam to nikt nie zgaił o czym mówię. Kolejne potwierdzenie, że Shikoku nie jest standardową destynacją turystycną dla Japończyka, który ma tylko 10 dni urlopowych w roku, z czego bierze 1-2 na okazje kalibru "śluby/pogrzeby", bo przecież nie wypada wziąć więcej...

Onsen

Podobno Japonczycy mieli juz swoj onsen zanim Europejczycy wymyslili swoje spa.
Wyglada to mniej wiecej tak, ze lezysz nago w goracej wodzie na swiezym powietrzu, podziwiasz widoczki i pijesz herbatke. Truly Japanese experience. Bylo doskonale! Choć w zimie po nartach na Hokkaido musi byc jeszcze doskonalej! Sprawdzimy:)







Ryokan

To jest fascynujace jak naród, ktory gloryfikuje prace ponad wszystko, potrafil wyeskalowac czyste lenistwo do poziomu sztuki. Po najpiekniejszych zakatkach Japonii rozsiane sa hotele "ryokan", w ktorych obsluga robi wszystko, aby jedynym wysilkiem gosci bylo podniesienie paleczek do ust. Dodatkowo wiekszosc ryokanow ma wlasne gorace zrodla open-air, tzw. "onsen", ale o tym w osobnym poście.

Paradoksalnie ryokany z reguly maja bardzo skromny, niemal ascetyczny wystroj. Pokoje wylozone sa matkami "tatami", zawieraja niski stolik, pare poduszek do siedzenia i dzbanek herbaty.



 Gdzie jest łóżko? No wiec jak schodzisz na kolacje to pani w miedzyczasie przychodzi i rozsciela materacyki na podlodze. Troche jak na dzialce u Karoliny, a nie w wysokiej klasy hotelu, ale uwierzcie mi, ze nigdy tak dobrze nie spalam w zadnym Sharatonie, Hiltonie czy Hyatt-cie jak dzisiejszej nocy (na dzialce u Karoliny tez nie:P)

A teraz najlepsze: przez caly pobyt goscie paraduja w hotelowych kimonach! Brazowe dla panow, zielone dla pan. Jakie bylo nasze zdziwienie jak zeszlismy na kolacje w naszych strojach smart-casual i zobaczylismy wszystkich w szlafroczkach...


Karolina, mam wniosek racjonalizatorski na Twoja nastepna dzialke:)

Muroto Cape

Przystanek na drodze z surfingu do japońskiego spa (ciężkie życie ekspata, co nie?:)) Pojechaliśmy na dłuższe ksróty przez Muroto Cape. Legenda wiejska głosi, że można stamtąd dojrzeć wieloryby. Ręka do góry kto widzi!




Pociągiem przez Shikoku

Twarzą Japonii jest ewidentnie Shinkansen, który wyprzedza francuskie TGV o lata świetlne. O nim będzie osobny post, tymczasem parę ujęć z okien tej WKDki mknącej przez dzikie Shikoku. Tutaj czas płynie trochę wolniej niż w całej reszcie Japonii...









czwartek, 11 września 2014

Tsunami

Japonczycy traktuja pewne zagrozenia powaznie. Plaze z ekspozycja na otwarte morze sa otoczone wysokim murem, w ktorym wyciete sa moze dwa-trzy male wyjscia ewakuacyjne. Wyjscia mozna w kazdej chwili zamknac solidnymi, metalowymi wrotami. Wzdluz plazy rozsiane sa tez glosniki, aby ostrzec plazowiczow na czas.


Daje to do myslenia, ze z morzem w Japonii nie ma zartow. I ten drewniany domek przy samej plazy juz przestaje tak cieszyc...

Tak mi tsunami weszlo do glowy, ze w nocy odegralam klasyczna scene zony z mezem:
-Misiu, co tak szumi?! Idz sprawdz.
-No morze szumi no.
-No wlasnie! A jak to tsunami? Idz sprawdz!
-Domek drewniany stoi 30 lat nad sama plaza a ta mi kaze sprawdzac czy tsunami idzie... Juz ide kochanie:)

Auto stop

Do Ikumi, jednej z lepszych plaz surferskich, mielismy dobre 8 km. Zero komunikacji miejskiej na tej japonskiej wsi, wiec jedyna opcja bylo zlapanie stopa (choc rozwazany byl jeszcze kajak:))


5 minut machania kciukiem i sukces byl kompletny!

 

Tak sie podrozuje na surfing! Prawie jak cabrio:) Nie wiem tylko, czy moja polisa na zycie pokrywa takie wydarzenia...

Na "pace" podrozowalismy 2 razy. Trzeci raz z jednym surferem w aucie wielkosci Daewoo Matiz zapakowanym deskami surfingowymi i udekorowanym gadzetami Hello Kitty. Czwarty raz z panem, ktory tak bardzo nam chcial pomoc sie dostac na sasiednia plaze, ze pozyczyl samochod od kolegi, mimo ze srednio potrafil prowadzic. Najpierw jednak ten kolega zapytal Jacka "Can you drive my car?"... Jacka zatkalo na pare sekund - jakis obcy pan chce nam pozyczyc swoj wlasny samochod, zebysmy podjechali sobie na sasiednia plaze... Japonia... W mojej glowie natomiast byl juz scenariusz objechania calej wyspy tym malym Daihatsu:) 

Plan na niedaleka przyszlosc: na podstawie polskiego prawa jazdy, wyrobic koreanskie prawo jazdy, na podstawie ktorego wyrobic z kolei miedzynarodowe prawo jazdy, ktore pozwoli nam prowadzic samochody w Japonii. Niestety miedzynarodowe prawa jazdy wydane w Polsce nie dzialaja w Japonii :/

Plażing (update)

Shikoku vs Baltyk 5:0
1) Problem "jak rozlozyc 2 reczniki na tych 30 cm kwadratowych wolnego piasku" po prostu nie istnieje! Nie wiemy jeszcze czy to dlatego, ze Japonczycy (a tak naprawde Japonki) unikaja słońca, czy termin lekko po sezonie, czy taki urok samego Shikoku, ale 2km pieknej plazy tylko dla nas!
2) Zamiast mew sa dostojne drapiezniki a la sokoly
3) Na lunch przy plazy dostaje sie swiezutenienka rybke za grosze a nie mrozona pange za miliony
4) Woda 28 stopni.
5) W plecaku na plazy mozna zostawic caly majatek w postaci Iphona, aparatu fotograficznego i zywej gotowki w portfelu i isc do wody na 2h bez zadnych obaw.

Dodatkowe punkty dla Shikoku vs reszta swiata za ekstremalnie rodzinna atmosfere wsrod surferow na line-up'ie! Nikt sie nie pluje, jak sie zabierze komus dobra fale. Mozna?