niedziela, 28 czerwca 2015

Weekend

Moj weekend gdy specjalnie nie mam planow i akurat nie nosi nas za miasto:
- lekcja koreanskiego
- rower / deskorolka wzdluz rzeki
- barbeque na rooftopie z paroma znajomymi expatami
- brunch w restauracji bulgarskiej
- podejscie nr 43560 do doktoratu
- planowanie podrozy do Indonezji

Jak pytam jednak o plany weekendowe moich Koreanskich znajomych to typowa odpowiedz to "Nothing. Just rest at home".

Wsrod Koreanczykow w firmie mojego meza to samo. Ci ludzie nigdy nic nie robia ciekawego w weekendy. A nawet jak robia to tylko w sobote, bo w niedziele musi byc "rest at home". Niessssamowite.


wtorek, 23 czerwca 2015

Nauka jazdy na rowerze

Mój mąż był łaskaw zadeklarować się kiedyś po pijaku, że nauczy moją koleżankę z pracy jeździć na rowerze. Tak, dziewczyna 25 lat i nie umie ani jeździć na rowerze ani pływać. W Polsce byłby to powód raczej do wstydu i społecznego potępienia, podczas gdy w Korei to raczej normalka.
Dzieci w szkole mają się uczyć, a nie tracić czas na bezsensowne rozrywki.

No, także był jogging w ostatnia niedziele;)


Polacy w Korei

Jest taka grupa na facebooku "Polacy w Korei". Dołączyłam, zęby zaspokoić swoje sumienie, ze jednak cos robię, żeby poznać ludzi tutaj. Grupa okazała się być trochę martwa - co chwile jakiś spam przeplatany jakimiś żenującymi pytaniami, na które świetnie odpowie Google. Ostatnio jednak zawrzało!

Jakiś koleżka się zajeżył, że za dużo spamu wpada i publicznie zrugał moderatorkę, grożąc że zna tu i ówdzie kogoś kto może zamknąć tę grupę (?!) i wtedy on otworzy kopię, którą będzie sam zawiadywał. Paru awanturników dołączyło się do dyskusji po czym padła propozycja, żeby omówić losy grupy na facebooku przy kielichu w dzielnicy Hongdae. Mój kraj, taki piękny...

czwartek, 18 czerwca 2015

Peer review

Prowadze teraz mega ciezki projekt. Nie wchodzac w szczegoly, musze zbudowac rakiete kosmiczna za pomoca 4 "mlotkow"...Juz pare butelek wina zostalo otwartych na ukojenie nerwow wiec lepiej zeby projekt sie szybko skonczyl. Co tam watroba! Budzet domowy peknie (w Seulu buteleczka podlego czerwonego to min 20$)

Ten czteroosobowy dream team to dwaj Francuzi i dwoje Koreanczykow. Francuzow trzeba gonic do roboty, bo dzien zaczynaja od godzinnej przerwy na kawe, a Koreanczykow trzeba pilnowac, czy te nadgodziny to na pewno potrzebne. Wszystkich natomiast trzeba pilnowac, czy te "taczki" zaladowali odpowiednia trescia (oba narody uwielbiaja wszystko komplikowac - Francuzi dla zasady, Koreanczycy z masochizmu)

Moglabym generalizowac jeszcze dobre pol godziny (probka tych 4 osob niespodziewanie potwierdza wszystkie stereotypy)

Anyways, jedna sytuacja byla nadzwyczaj  jaskrawa. Kazdy mial zrobic peer review pracy pozostalych 3 osob. Francuzi pisali dlugie maile z kopia do miliarda osob ile to bledow znalezli u innych, karmiac tym samym swoje juz i tak kolosalne ego. Koreanczycy natomiast w skrytosci przekazali swoje uwagi innymi i jak pytalam czy juz to zrobili to bardzo niechetnie opowiadali co tam za bledy poznajdowali (przepraszajacym tonem oczywiscie...)


poniedziałek, 15 czerwca 2015

Shopping w Tokio

A na shopping i sushi latamy do Tokio. Kto bogatemu zabroni?;)

Tym razem nasz snobizm był wymuszony delikatnie przez Asię i Kubę, którzy są w podroży dookoła świata i najbliżej Korei można było ich złapać w Tokio właśnie (Seul o dziwo nie znalazł się w ich rankingu topowych światowych highlightów, dziwne...:P)


W przerwach miedzy długimi opowieściami z ich niekończących się wakacji, oni zwiedzali a my robiliśmy shopping. Taki podział obowiązków mi się podoba!

Na liście zakupowej był rower single-speed na stalowej ramie hand made in Japan dla mnie. How hipster is that???


Trafiliśmy do bardzo niszowych sklepów gdzie chłopaki skupują stare ramy vintage, ładują nowy osprzęt i voila rower nówka sztuka z dusza! 

Znaleźliśmy tez taka perełkę: firma Cherubin która robi rowery na miarę od dobrych 50 lat. Doskonałość w najczystszej formie. 










Na rowerek czeka się okrągły roczek. Zgodnie stwierdziliśmy, ze na weekendowe wycieczki rowery wzdłuż rzeki w Seulu może nie do końca potrzebuje takiego cudeńka, ale mąż sobie życzy taki na 40 urodziny. Już zaczynam odkładać...

Z kolejnych gadżetów bardziej dla męża niż dla mnie były... noże do kuchni. Hand made by Matsumoto ze stali węglowej. Kolejna doskonałość w najczystszej formie! Test pomidora przechodzą pierwszorzędnie (połóż pomidora i bez przytrzymywania go spróbuj przekroić horyzontalnie)


Już nie będę zanudzać Was jakie unikatowe sukienki i torebki sobie kupiłam (Wiola/Marta zdjęcia prześle na priv :P) 

Konkluzja jest taka: w Tokio jest wszystko. Nawet znaleźliśmy sklep z wachlarzami.


I wszystko co w Tokio sprzedają jest doskonale. Taka dbałość o szczegół i jakość, plus obsługa z klasa, plus wybitne sushi i steczek Kobe w przerwach miedzy zakupami, plus niski kursik jena do wona. Najlepiej!

Akihabara

Dzielnica Akihabara to kolejne oblicze Tokio, które dobitnie pokazuje Ci, że jesteś na końcu świata, jeśli nie na innej planecie. Mekka wszystkich aspołecznych jednostek podniecających się mangą, grami komputerowymi i J-popem.

Pewnego razu narodził się koncept celebrytów na wyciągnięcie ręki. Jakiś przedsiębiorczy Japończyk zebrał 48 lolitek, okrzyknąl jej grupą AKB48 i wystawia je do występów z playbacku w TV do marnego J-popu. W weekendy dziewczynki kiblują w specjalnych "teatrach" w Akihabarze, gdzie za cenę biletu można zrobić sobie z nimi selfie z wystawionymi paluszkami w literę V.

 
 
Tak jak na targu Tsukiji da się znaleźć absolutnie każde jadalne stworzenie wodne, tak w Akihabarze dostanie się każdy gadżet elektroniczny, który cywilizacja zdołała wypuścić. Oto plytka do rysowania mangi z bezpośrednim połączeniem z programem graficznym (nie wiem, czy to takie nowatorskie, ale ja chce sobie to kupić, żeby Azjatom rysować schematy baz danych podczas wideo-konferencji)


 A propos mangi, w Akihabarze są nie tyle sklepy, co całe kamienice z komiksami.   
Pierwsze piętra są dla wszystkich, a najwyższe już tylko od 18 roku życia. Rzuciliśmy okiem na okładki - w każdym europejskim kraju taka stylistyka podchodziłaby już pod paragraf. W Japonii ikoną seksu jest niewinna uczennica pokazująca białe majtki. 
 
Z przerażeniem zobaczyliśmy rysunki nawet nie tyle dziewczynek, co jeszcze dzieci w niedwuznacznych kontekstach. Chcemy myśleć, że te chore historie zostają w popapranych umysłach Japończyków i nie mają nigdy realizacji.
 

Koleżanka

Wygląda na to, że będę mieć wreszcie sensowną koleżankę z pracy w Korei, yay! Ostatnio pojawiła się dziewczyna, która spełniła moje wygórowane oczekiwania:
1) Nie jest Koreanką
2) Nie jest Francuzką

Dziewczyna jest Brytyjką, ale pochodzenia pakistańskiego. Cztery lata temu przeniosła się do Korei, aby uczyć się języka koreańskiego i już została (no dobra, ten fakt od razu ją dyskwalifikuje z rangi dobrej koleżanki do koleżanki). Jest póki co singielką i woli umawiać się na randki z Koreańczykami niż expatami, bo jak mówi, expatom trochę odpierdala jak tu przyjeżdżają i mogą mieć każdą Koreankę na mrugnięcie swoim niebieskim okiem i przeczesanie blond włosów.

Ale też zdążyła już uderzyć głową w mur mentalności koreańskiej. Np. z jednym chłopakiem musiała się rozstać, bo jego rodzice nie chcieli, żeby związywał się z expatką. Podejrzewa, że gdyby miała białą skórę i niebieskie oczy to nie byłoby problemu. No niestety genetyka silniejsza od paszportu - laska ma iście pakistańską, ciemną karnację, czorne oczy i włosy.

Zawsze tłumaczyłam sobie, że moje koreańskie koleżanki z pracy nie zapraszają mnie na ladies' night, bo nie mówię po koreańsku. Wiadomka, 20 osobom nie chce się przestawiać na angielski, tylko dlatego, że w towarzystwie jest jedna biała dupa.
Okazuje się, że mojej nowej koleżanki też nie zapraszają mimo, że mówi po koreańsku bardziej poprawnie niż one same (true story!)

Minus 200 do motywacji do nauki koreańskiego...

poniedziałek, 8 czerwca 2015

MERS

Koreanczycy z MERSa robia drugiego SARSa. A na razie zmarlo 6 osob na 40 milionow mieszkancow Korei. Chyba wiecej osob ginie przy probie odzyskania monet zezartych przez automat do kawy. Nie wspominajac ze jest 39 prob samobojczych w Korei srednio na dzien z powodu chorobliwej presji rodzicow na najlepsze wyniki dziecka w szkole, zerowy work-life balance, ustawiane malzenstwa itd. Wiec, seriously, o czym tu mowimy. Niemniej jednak panika w narodzie jest.

W weekend wymarle miasto - kto mogl to siedzial w domu. W sobote poszedl sms na wszystkie koreanskie telefony, ze trzeba myc rece i zakrywac buzie jak sie kicha/kaszle. Po koreansku, wiadomka! Dzisiaj dostalam maila z HR, ze akcja w ramach corporate responsibility (kto z korpo to wie...) pt. sadzenie drzew jest odwolana z powodu epidemii MERS. Wtf? 
HRy w firmie meza wyslaly z kolei maila do wszystkich, ze w zwiazku z epidemia MERS maja nie robic nadgodzin przez wiecej niz 3 dni pod rzad. 

Brak slow.

piątek, 5 czerwca 2015

Industrial espionage

 Korea ma na drugie kontrast. To juz bylo mowione, ale dzisiaj mi juz dokumentnie odebralo mowe.

Osoba w randze managera sle szerokim pasmem zdjecie kartki z estymowanymi wynikami finansowymi wszystkich graczy na rynku za ostatni rok. Brzmi OK do czasu az sie orientujesz, ze kartke drukowal nasz konkurent, dane naszej firmy sie zgadzaja i... teraz petarda... kartke  wydrukowano zanim nasze wyniki staly sie oficjalne. Czyli ktos sypie... Ewentualnie ktos wlazi wieczorem do naszego biura i robi fotki roznym kartkom. Ciekawe tylko jaka metoda ten manager pozyskal to zdjecie... Zrobil sam bedac w biurze innej firmy czy kupil za podanie jakiegos pilantnego szczegolu z naszej ksiegosci poza tym, ze ta farbowana ruda sie puszcza...

Kontrast polega na tym, ze generalnie bezpieczenstwo danych osobowych jest bardzo pilnowane przes regulatora. Nie moge nic skopiowac przez USB, nie moge wyslac pliku zawierajacego za duzo cyferek itd. Na umozliwienie dostepu do internetu przez wifi na loptopie dostalam chyba pozwolenie samego papieza. Wszystko dlatego, ze kazda firma w Korei identyfikuje klienta po koreanskim peselu. Wiec jakby tak pokrasc dane z roznych firm to wyjdzie calkiem interesujaca bazka: nazwisko, adres, wszystkie transakcje platnicze, przychody, wykonane polaczenia telefoniczne, mandaty czy chocby punkty lojalnosciowe w lokalnej drogerii.

Jakis wilk z Wall Street powiedzial kiedys: wszystkie sekrety firmy moga wyplynac oprocz wysokosci pensji pracownikow. Cos w tym jest. Nadwiedza szkodzi ludziom.