wtorek, 23 lutego 2016

Sobota na Gwanjangu

Na targ Gwangjang zabieramy naszych wszystkich gości (niewielu, bo nikt kto czyta tego bloga nie chce przyjeżdżać...) Targ jest bardzo rasowy - podaje się tam świńskie łapy, kaszankę, pierogi z kapustą kimchi i tofu, placki z jakiejś żółtej kaszo-fasoli. Stare ajumy w swoim żywiole - uwijają się jak w ukropie i tylko pośpieszają klientów, żeby szybciej zjedli i zwolnili miejsce na blaszanej ławeczce dla następnych.



Jak jesteśmy bez gości też nam się zdarza tam wybrać w weekend. Wtedy nie trzeba się spinać na wybieranie dziwnych potraw;) Także w menu było:
- zupa ze świeżo ufermentowanej soi z glonami
- pierogi z ostrą kapustą kimchi 
- bibimbap na kaszy pęczak a nie na ryżu (co rzadko się zdarza)
Wszystko wyborne!


Stało się - pokochaliśmy kuchnię koreańską! Długo to trwało, bo ponad rok, ale to chyba będzie miłość aż po grób.

Cieszymy się smakiem fermentowanej soi, rozpływamy się nad suszonymi glonami nasączonymi olejem sezamowym, rozeznajemy się w różnych poziomach ukiszenia kimchi. Ba! Nawet zaczęliśmy kupować kimchi do domu!


Świat ma się ewidentnie ku końcowi...

Zakupy przez internet

Parafrazując klasykę polskiego kina: skończyło się nasze zasrane życie w Korei -zaczęło się nowe, zaszczane!

Przełom polega na tym, że nauczyliśmy się płacić za zakupy internetowe.
Do tej pory robiliśmy zakupy jak w 1990 roku. A teraz, proszsz, zamiast spędzać godzinę w supermarkecie, spędzamy dwie godziny na jego stronie internetowej. W końcu lepiej, żeby Google Translate spuchł niż mięśnie od noszenia tego majdanu do domu, co nie?

Dlaczego tak długo nam to zajęło? Ojjj, prób już było wiele! Otóż, żeby zapłacić kartą koreańską w internecie trzeba:
A. zdobyć certyfikat elektroniczny od banku, ze Ty to Ty
B. mieć telefon prywatny, oficjalnie podpięty pod coś w stylu PESEL
C. pobrać aplikację koreańską, która puka do jakiś państwowych baz i sprawdza czy wszystko się zgadza: nazwisko, imię, numer telefonu, adres, numer konta w banku i numer karty na 1)certyfikacie, 2)w banku, 3) w sieci telefonicznej.

No i u mnie się oczywiście nic nie zgadzało. Telefon służbowy, a nie prywatny, certyfikat z banku tylko na telefonie, a nie na komputerze, na komputerze zabezpieczenia blokowały aplikacje, a na koniec się jeszcze okazało, ze bank był łaskaw przekręcić moje nazwisko. Asystentka w biurze akurat nie miala innego zajęcia, więc ochoczo zgodziła mi się pomóc (plus jest Koreanką, więc nie ma problemu z odrywaniem się od ważnych obowiązków, żeby zająć się totalną pierdołą). Biedaczka dwa dni organizowała mi konto i płatności, żebym mogła sobie koperek przez internet kupić.

Także już jest z górki! Wyuczyłam się jak małpa co gdzie klikać i jakoś to idzie. Jeszcze trochę i zejdziemy do jednej godziny, a płyn do WC odróżnię od płynu do naczyń bez konieczności powiększania obrazka na stronie!

Oceny roczne

W każdym szanującym się korpo, luty to miesiąc ocen rocznych. Ocenia się osiągnięcia "twarde" i kompetencje "miękkie". Pierwsze steruje premią roczną, drugie ewentualną podwyżką, ale to nie kasa sprawia, ze w Korei w lutym emocje sięgają zenitu.

Wizja dostania złej oceny spędza sen z powiek tak samo jak wizja dostania dobrej oceny. Pracownicy chcą być ocenieni na "medium" i managerowie też najchętniej by dali wszystkim "medium". Byle się tylko nie wychylać z grupy. Teoretycznie oceny są tajne, ale już pisałam jak z poufnością informacji w Korei...

Na ewentualność różnic w ocenianiu zorganizowano komitety harmonizacyjne (?!), żeby managerowie się dogadali co do standardów oceniania... Na szczęście mamy paru zagranicznych managerów, którzy wprowadzili trochę świeżego powietrza i jeden na ten przykład ocenił 2 osoby na "excellent" a jedną osobę na "poor". No to Koreańczycy się na niego rzucili, że żeby dostać "excellent" trzeba dokonać przełomowych zmian na rynku (wymóg również na stanowiskach typu młodsza księgowa...), a ta osoba "poor" to może nie taka najgorsza i moze trzeba jej dać trochę więcej czasu na pokazanie potencjału...

Po pewnych tarciach poszedł przykaz z góry, żeby porozciągać trochę te oceny, no i wtedy to dopiero zaczął się dramat. I tak np. excellent'a dostał totalnie nieudolny koleś, który ewidentnie minął się z powołaniem, jest spóźniony z jednym ważnym projektem 3 miesiące. Ale siedzi po nocach i w weekendy, jest miły dla wszystkich i odrywa się od swojej pracy za każdym razem jak ktoś czegoś od niego potrzebuje, więc jego manager ocenił go wyżej niż koleżkę, który jest mega utalentowany, dostarcza wszystko przed czasem, ale zadziera trochę nosa i nie zostaje po godzinach.

Ten kraj jest skazany na sukces.

wtorek, 16 lutego 2016

Daqing

Chinka-asystentka wrociła do biura po Chińskim Nowym Roku i nawiozła slodyczy. Rosyjskich... bo Chinka pochodzi z Daqing i blizej ma do Wladywostoku niz do Pekinu.

Proszsz, tu Wam zaznaczyłam na mapie Daqing:


Chinka ma 26 lat i nie ma chłopaka, wiec w realiach chińskiej prowincji jest już starą panną mocno wpędzoną w lata.To, że Chinka mieszka teraz w Seulu nie przeszkodziło jej matce ustawić ją na randkę w ciemno z synem koleżanki, ktory z kolei mieszka na stałe w Guangzhou i też przyjechał na chwile w rodzinne strony na Chiński Nowy Rok. Taka logika...

poniedziałek, 15 lutego 2016

Hongdae style

Była przerwa w nadawaniu - to wszystko przez to, ze rodzina mi się powiększyła!
(nieee, teściowa się sprowadziła na tydzień) Ale wracam do gry!

Spotkaliśmy się w sobotnie popołudnie z naszą ulubioną mieszaną parą - on prosty Amerykanin, ona Koreanka kosmitka. Echo jest jeszcze bardzo młodziutka i infantylna, więc o konflikcie północno-południowym nie pogadasz, ale za to selfie grupowe zrobi jak profesor.

Byla doskonalym przewodnikiem naszej geriatrycznej wycieczki po studenckiej dzielnicy Hongdae. Najpierw zaprowadzila nas do muzeum "trick-eye", gdzie glownie chodzilo o robienie sobie zabawnych zdjec z lekko zdeformowanymi dzielami sztuki:

Potem byl koreanski deser w studenckiej kawiarnio-cukierni z taka firanka w oknach:

Jest to góra wiórków zmrożonego mleka posypana sproszkowana fasolą lub kakao. Oczywiscie, jak zawsze w Korei, deser na środek stołu i 4 łyżki do rąk:/

Jak juz wyjadlam swoja prywatna część deseru bez przekraczania linii łączącej z zarazkami innych to zajelam sie ogladaniem młodzieży wokół nas. 

Okazuje sie, ze grzywki i trwałe sa juz dawno passe - teraz hitem teen fashion jest publiczne noszenie wałków na głowie:)


True story.