Najbardziej lubię zwiedzać żołądkiem. W ten weekend obskoczyłam 2 targi z jedzeniem - nareszcie zaczyna mi się to miasto podobać!
Targ Gwangjang - pod lichą wiatą gdzieś na niedalekiej północy Seulu jest sobie zylion stoisk z żarciem wszelkiej maści, głównie koreańskimi wariacjami na temat kimchi (czyli rzymskiej sałaty w ostrym, czerwonym sosie) Na lunch podano mi kimchi na przystawkę i zupę z pierożkami wypełnionymi kimchi. Na śniadanie w hotelu też miałam kimchi. To przestaje być zabawne...
Oprócz kimchi typową koreańską potrawą jest takie trio:
- kaszanko-wątróbko-flaczki
- maki z przeglądem co kucharz miał pod ręką
- glutowaty, gruby makaron bez smaku z ultra-ostrym czerwonym sosem
A to już targ Noryangjin - w industrialnej hali, w szemranej okolicy jest kolejny zylion stoisk, tym razem z rybami i owocami morza.Kraby, homary, krewety w rozmiarze w XXL i cenie XXS. Ostrygi w cenie 1,5zł za sztukę. Do tego płaszczki, wielkie tuńczyki i żyjące ośmiornice (z podkreśleniem na "żyjące" - kolejny przysmak Koreańczyków). Zakupy można od razu dać do ugotowania oraz skonsumować w jednej z obskurnych knajpek na drugim piętrze hali, popijając słabym piwem. Haute cuisine po koreańsku.
A takie widoki na deser po rybkach. Trochę jak Warszawa Wschodnia:)
Są jakieś karty stałego klienta na tych targach?
OdpowiedzUsuńAle fajny targ!! Biedne krabiczki :(
OdpowiedzUsuń