czwartek, 6 marca 2014

Fuji

Dzisiaj pierwszy raz zobaczyłam górę Fuji. Może nie jest to wydarzenie, które zatrzymuje obrót kuli ziemskiej, ale kontekst jest dość zabawny.

Jeszcze do wczoraj myślałam, że to jakaś ściema, że niby mam widok z hotelu na górę Fuji, bo przez dobre 7 dni jej nie widziałam. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie poszła się awanturować o to do recepcji. Tłumaczę Panu, że widok mnie nie satysfakcjonuje i oczekuję zmiany na drugą stronę, czyli na Sky Tree, najlepiej na jeszcze wyższym piętrze, a tak w ogóle to Executive Suite by mi się należał, skoro zostaję tu 10 dni. Pan Japończyk w popłochu zaczął sprawdzać czy ma wolne miejsca - nie miał. No to tłumaczę mu, że nie potrzeba nowego pokoju, tylko wystarczy zamienić mój pokój na pokój kogoś innego, kto jeszcze nie przyjechał. Dla pana recepcjonisty był to już istny rocket science. Odpuściłam. I dzisiaj sobie pogratulowałam tego. Jak nie ma mgły to widok pierwsza klasa!


(No nie mów mi, że nie widzisz... To białe, stożkowate na horyzoncie, za całym morzem wieżowców... ślepa kura...)

Ekstrapolując przypadek tego pojedynczego recepcjonisty na resztę narodu japońskiego stwierdzam, że jeszcze nie raz uderzę moją polską "kombinującą" głową w totalny mur trzymania się utartych ścieżek i reguł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz