Korea w centrum wszechświata
wtorek, 23 grudnia 2014
Tailor made
Jeszcze taka mala reminescencja z Szanghaju...
6 koszul i marynarka tailor made na jutro? No problem.. Jakbysmy zaplacili ekstra to pewnie byloby na za godzine. W Chinach nie ma rzeczy niemozliwych.
W sumie jakosc bardzo dobra, wszystkie koszule pieknie leza. Juz teraz bede ubierac meza tylko w Szanghaju.
Ja z kolei bylam u innego krawca, specjalizujacego sie w szyciu dla pań, ale średnio mu poszlo. Niemal wszystko do poprawy. Juz musielismy sie spieszyc na samolot wiec musze cisnac szefow, zeby mnie szybko wyslali znowu do Szanghaju. Marynarki a la Chanel sie same nie odbiora!
czwartek, 18 grudnia 2014
Direct: byc albo nie byc
Pracowalam z Francuzami, Niemcami, Hiszpanami, Wlochami i roznej masci Azjatami, ale Polacy sa jednak najbardziej bezposredni. Jak ktos pieprzy glupoty na spotkaniu to dosc szybko mu sie przerywa, nawet jesli to jest CEO.
Niestety musze sie troche hamowac w tej Azji, zeby nikt nie stracil twarzy, co pozytkuje wiekszosc mojej energii.
Wczoraj taka sytuacja: Koreanczycy pokazuja jakies grafy na archaicznych danych, podczas gdy jutro ma byc odswiezona baza danych i te grafy moga sie totalnie zmienic. Chyba 5 minut gimnastykowalam sie z delikatnym powiedzeniem, ze tracimy czas i lepiej sie spotkac jutro.
Cel na przyszly rok: zejscie do 1 minuty w delikatnym komunikowaniu: "we are losing time here".
wtorek, 16 grudnia 2014
Mrozik trzyma!
W Seulu temperatura spadla do minus 10. Koreanki zmienily baletki, szpilki i adidasy na kozaki. Nikt jeszcze nie nosi czapki (chyba, ze jest hipsterem)
Obuwie Koreanek zasluguje zdecydowanie na wpis. Fotek nie mam, bo moj i-telefon wydaje dzwieki jak robie zdjecia i troche sie wstydze tak obce stopy publicznie fotografowac.
Anyways, Koreanki maja dosc przewidywalny styl. Dekolt zabudowany do samej szyi nawet w +20, ale spodnica krociutka przy -10. Do krotkich spodniczek i eleganckiej gory nosza najczesniej ordynarne, brudne adidasy. Ewentualnie klapki plywackie ze skarpetkami. Na lepsze okazje zakladaja szpilki, trzeba oddac honor, ale wtedy juz tak wysokie, ze przejscie po nawet rownym chodniku wymaga czarnego pasa w ekwilibrystyce. A w Seulu nie ma rownych chodnikow:)
czwartek, 11 grudnia 2014
Dyscyplina
Chińczycy wiedza jak utrzymać dyscyplinę w narodzie.
Aby zarejestrować motocykl o pojemności>250ccm, trzeba zapłacić. Wiadomka, jak w każdym kraju, ale w Shanghaju ta opłata wynosi bagatela 60 tys. złotych. Więc jak ktoś ma Harleya to jest gościu.
Ponieważ zaczyna być powoli za dużo samochodów w Szanghaju to zwyczajnie ogranicza się rejestrowanie nowych. Jest określony limit rejestracji nowych aut i żeby się załapać trzeba wygrać licytację.
Jeśli chodzi o "one child policy", to owszem można mieć 2 dzieci, ale wtedy trzeba zapłacić "karę" 30% swoich rocznych zarobków. Jeden z francuskich dyrektorów namaszczonych na zawiadywanie tutejszym biznesem ma 5 dzieci, więc uchodzi tu za członka rodziny królewskiej.
Aby zarejestrować motocykl o pojemności>250ccm, trzeba zapłacić. Wiadomka, jak w każdym kraju, ale w Shanghaju ta opłata wynosi bagatela 60 tys. złotych. Więc jak ktoś ma Harleya to jest gościu.
Ponieważ zaczyna być powoli za dużo samochodów w Szanghaju to zwyczajnie ogranicza się rejestrowanie nowych. Jest określony limit rejestracji nowych aut i żeby się załapać trzeba wygrać licytację.
Jeśli chodzi o "one child policy", to owszem można mieć 2 dzieci, ale wtedy trzeba zapłacić "karę" 30% swoich rocznych zarobków. Jeden z francuskich dyrektorów namaszczonych na zawiadywanie tutejszym biznesem ma 5 dzieci, więc uchodzi tu za członka rodziny królewskiej.
Profesjonalizm przede wszystkim
Na spotkaniu biznesowym dowiedzialam sie dzisiaj, ze jestem bardzo piekna. Musze tu zdecydowanie czesciej przyjezdzac:)
I jeszcze jedna Chinka mi powiedziala, ze w katalogu biura podrozy Chinczycy reklamuja Europe Srodkowo-Wschodnia jako wylegarnie pieknosci... Taki PR Polski mi sie podoba!
I jeszcze jedna Chinka mi powiedziala, ze w katalogu biura podrozy Chinczycy reklamuja Europe Srodkowo-Wschodnia jako wylegarnie pieknosci... Taki PR Polski mi sie podoba!
środa, 10 grudnia 2014
Chinski konserwatyzm
Taka rozmowa z Chinczykami z innej linii biznesowej: "W przyszlym roku chcemy sie bardziej skupic na rentownosci niz na wzroscie, wiec przyjelismy konserwatywne zalozenie, ze sprzedaz wzrosnie z 50mln do 120mln". Na zlotowki to bedzie z 25 baniek na 60. Marne 140% wzrostu. Chiny to stan umyslu.
I moge obstawic moj annual bonus, ze to osiagna. W Chinach jak nigdzie indziej rozlicza sie managerow z liczb a nie ze staran. Jak oddzial spolki nie realizuje zalozonego rocznego budzetu to robi wypad z baru. Proste, nie?
Q&A
Mam taka oto obserwacje... Jak moj szef przedstawia jakies slajdy i Chinczycy czegos nie rozumieja to zwracaja sie z pytaniem do mnie...
Moge sie domyslac, ze to standardowa azjatycka zagrywka - szanowany pan szef nie moze byc przylapany na braku wiedzy, bo inaczej straci twarz. Ale... moj szef jest bardzo easy going i team to widzi. Nie boja sie gadac z nim o dupie Maryni przy lunchu, wiec dystans jest ewidentnie skrocony.
Chce myslec, ze to dlatego, ze team mnie uwaza za madrzejsza osobe od mojego szefa:)
Weird food of the day
Jem sobie lunch, mysle sobie "jakie pyszne te grzyby!" I nagle kolega mnie pyta "Do you like this shoft shell turtle?"
Czasami lepiej nie wiedziec...
Shanghai
Cyrk znowu w trasie!
Przez ostatnie 2 miesiace moja walizka zdazyla sie juz zakurzyc a w lazience pojawily sie kosmetyki o pojemnosci wiekszej niz 100ml. Niby fajnie, niby troche normalnosci i stabilizacji, ale nie zapominajmy, ze to Korea i zycie tutaj to troche cwiczenia z masochizmu.
Tydzien detoksu w zanieczyszczonym Szanghaju to miod na moja schorowana psyche.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Kawa
Już raz chyba pisałam, że w Seulu na każdym kroku jest jakaś kawiarnia sieciówkowa, prawda?
Koreańczycy piją nałogowo kawę. Niestety, jak to w Korei bywa, ilość nie idzie w parze z jakością. Ale zdarzają się perełki! Obok naszego lokum powstała maleńka kawiarenka z 3 mikro stolikami na krzyż, gdzie właściciel ewidentnie pasjonuje się kawą. Ostatnio dostaliśmy kawę z wiedeńskiego syfonu - moja wiedza z fizyki nie pozwala wyjaśnić na czym polega ta technologia, ale generalnie było tak: z jednej strony pali się lont, z drugiej strony coś bulgocze w naczyniu obok, dzbanek z prawej się magicznie podnosi i nagle zamyka się klapka gasząc tym samym lont. Odkręca się jakąś nakrętkę, żeby upuścić powietrza i oto z kraniku leci nam pyszna kawa. Cuda panie!
Koreańczycy piją nałogowo kawę. Niestety, jak to w Korei bywa, ilość nie idzie w parze z jakością. Ale zdarzają się perełki! Obok naszego lokum powstała maleńka kawiarenka z 3 mikro stolikami na krzyż, gdzie właściciel ewidentnie pasjonuje się kawą. Ostatnio dostaliśmy kawę z wiedeńskiego syfonu - moja wiedza z fizyki nie pozwala wyjaśnić na czym polega ta technologia, ale generalnie było tak: z jednej strony pali się lont, z drugiej strony coś bulgocze w naczyniu obok, dzbanek z prawej się magicznie podnosi i nagle zamyka się klapka gasząc tym samym lont. Odkręca się jakąś nakrętkę, żeby upuścić powietrza i oto z kraniku leci nam pyszna kawa. Cuda panie!
Do tego dostaliśmy słony karmel, syrop kokosowy i krem czekoladowy do słodzenia kawy. Aż cięzko uwierzyć, że to Korea.
W dodatku właściciel skumał się, że jesteśmy częstymi gośćmi i daje nam zawsze coś gratis.
Wcale nas to nie cieszy, bo boimy się, że zaraz splajtuje.
Mamy nadzieję, że pan jest synem prezesa Samsunga i nie musi zarabiać na tym biznesie...
wtorek, 2 grudnia 2014
sobota, 29 listopada 2014
Eklerki
Za czym ta kolejka?
Za eklerkami! O smaku marakuja-malina, pistacja, double-vanilla, caramel au beurre sale, ą ę!
4 metry kwadratowe Paryża w tym Seulu. Jest nadzieja, że dożyjemy do Świąt...
Za eklerkami! O smaku marakuja-malina, pistacja, double-vanilla, caramel au beurre sale, ą ę!
4 metry kwadratowe Paryża w tym Seulu. Jest nadzieja, że dożyjemy do Świąt...
Korean age
Pisałam już, że wiek w Korei jest sprawą kluczową prawda?
Że tabela płac jest według wieku, że młodsza osoba musi zawsze używać grzeczniejszego języka do osoby starszej i że nie istnieje coś takiego jak przyjaźń ludzi różnego wieku - nikt przecież nie chce się przyjaźnić z młodziakami, co nie?
A teraz przejdźmy do tego jak Koreańczycy liczą wiek osoby. Wiek dziecka liczy się od poczęcia, czyli w chwili urodzin dziecko ma około 9 miesięcy, w zaokrągleniu rok. A pierwszego stycznia każdemu dodaje się rok. Czyli, jak ja się urodziłam 30 grudnia, to w trzecim dniu swojego życia miałam już 2 lata. O!
Że tabela płac jest według wieku, że młodsza osoba musi zawsze używać grzeczniejszego języka do osoby starszej i że nie istnieje coś takiego jak przyjaźń ludzi różnego wieku - nikt przecież nie chce się przyjaźnić z młodziakami, co nie?
A teraz przejdźmy do tego jak Koreańczycy liczą wiek osoby. Wiek dziecka liczy się od poczęcia, czyli w chwili urodzin dziecko ma około 9 miesięcy, w zaokrągleniu rok. A pierwszego stycznia każdemu dodaje się rok. Czyli, jak ja się urodziłam 30 grudnia, to w trzecim dniu swojego życia miałam już 2 lata. O!
niedziela, 23 listopada 2014
Sport narodowy
Narodowym sportem Korei (poza piciem soju) jest coś na pograniczu piłki nożnej i siatkówki...
Lampiony
W listopadzie, w tradycyjnej części Seulu pojawiają się lampiony na rzece. Od takich związanych z kulturą i historią Korei, po bohaterów kreskówek i Statuę Wolności. Fajnie!
Europejskie jedzenie
W Polsce nie kupowałam za często sera ricotta, choć go uwielbiam. Po prostu znałam cenę tego sera we Włoszech i w biały dzień, na trzeźwo nie chciałam płacić 3 razy więcej w Polsce.
Tak samo z szynką bellota i lepszymi burgundami. Jak w Portugalii znalazłam w supermarkecie vinho verde, które nałogowo kupowałam w Polsce za 32zł, a na miejscu kosztowało ono 1,2 euro, to myślałam, że mnie szlag trafi.
Ostatnio na seminarium firmowym było przedstawienie uczestników i każdy miał zostać przedstawiony przez kogo innego. Jeden z moich szefów rezolutnie postanowił przedstawić mnie. Pominął oczywiście część, jak jestem wspaniałym pracownikiem i dlaczego firma by beze mnie upadła i przeszedł do sedna "Wiecie, ona tak naprawdę pracuje tu na pół etatu. Tak dużo podróżuje, że przez drugie pół etatu ogarnia import-eksport: z Korei wywozi papierosy do Japonii, z Japonii przywozi whiskey i noże, do Chin jeździ z czekoladą, z Francji i Hiszpanii przywozi wino a z Polski wódkę i krówki." Wydało się cholerka...
Tak już mam nooo. Wiecznie porównuję ceny różnych produktów i aktywnie próbuję doprowadzić rynki światowe do stanu konkurencji doskonałej. Proza życia w Korei zmusiła mnie jednak do zaakceptowania pewnych niedoskonałości lokalnego rynku.
Mianowicie koreańskie jedzenie jest tak podłe, że najprzedniejszą włoską ricottę kupujemy tutaj bez patrzenia na cenę. Tak samo z włoskimi makaronami i pomidorami w puszce, grecką oliwą z oliwek i herbatnikami duńskimi. Oczywiście trzeba uważać, bo Koreańczycy są zdolni napisać na etykiecie wielkimi literami "Italian Mozarella", a małą czcionką "Made in Korea".
Może to europejskie jedzenie trochę drożej kosztuje, ale trzeba mieć coś z życia, zwłaszcza życia w Korei... Nie bez powodu na platformach wiertniczych serwuje się najprzedniejsze jedzenie, żeby zachować równowagę psychiczną załogi...
Tak samo z szynką bellota i lepszymi burgundami. Jak w Portugalii znalazłam w supermarkecie vinho verde, które nałogowo kupowałam w Polsce za 32zł, a na miejscu kosztowało ono 1,2 euro, to myślałam, że mnie szlag trafi.
Ostatnio na seminarium firmowym było przedstawienie uczestników i każdy miał zostać przedstawiony przez kogo innego. Jeden z moich szefów rezolutnie postanowił przedstawić mnie. Pominął oczywiście część, jak jestem wspaniałym pracownikiem i dlaczego firma by beze mnie upadła i przeszedł do sedna "Wiecie, ona tak naprawdę pracuje tu na pół etatu. Tak dużo podróżuje, że przez drugie pół etatu ogarnia import-eksport: z Korei wywozi papierosy do Japonii, z Japonii przywozi whiskey i noże, do Chin jeździ z czekoladą, z Francji i Hiszpanii przywozi wino a z Polski wódkę i krówki." Wydało się cholerka...
Tak już mam nooo. Wiecznie porównuję ceny różnych produktów i aktywnie próbuję doprowadzić rynki światowe do stanu konkurencji doskonałej. Proza życia w Korei zmusiła mnie jednak do zaakceptowania pewnych niedoskonałości lokalnego rynku.
Mianowicie koreańskie jedzenie jest tak podłe, że najprzedniejszą włoską ricottę kupujemy tutaj bez patrzenia na cenę. Tak samo z włoskimi makaronami i pomidorami w puszce, grecką oliwą z oliwek i herbatnikami duńskimi. Oczywiście trzeba uważać, bo Koreańczycy są zdolni napisać na etykiecie wielkimi literami "Italian Mozarella", a małą czcionką "Made in Korea".
Może to europejskie jedzenie trochę drożej kosztuje, ale trzeba mieć coś z życia, zwłaszcza życia w Korei... Nie bez powodu na platformach wiertniczych serwuje się najprzedniejsze jedzenie, żeby zachować równowagę psychiczną załogi...
czwartek, 20 listopada 2014
Bank
Poszlismy do banku dodac mojego meza do konta i wyrobic mu karte platnicza. Pani wyrobila karte bez problemu, tyle ze z moim imieniem i nazwiskiem. My na to, ze zle, ze mialo byc z imieniem i nazwiskiem meza, ale pani powiedziala, ze spoko, ze maz moze placic moja karta. Ok...
Tu malo kto sie przejmuje bezpieczenstwem transakcji. Platnosci raczej nie wymagaja pinu, tylko podpisu. Wszyscy sie podpisuja zamaszysta, nieidentyfikiwalna falka. Ewidentnie nikomu nikt nigdy nie ukradl portfela w Korei...
niedziela, 16 listopada 2014
Ślub po koreańsku
Długo się zbierałam, żeby opisać ślub mojej koreańskiej koleżanki z pracy. Do pewnych wydarzeń trzeba się jednak zdystansować... Uwaga: będzie długo i absurdalnie!
Zacznijmy od tego, że zaproszenie dostałam po koreańsku, więc ciężko było wyczuć czy tylko na ślub czy również na wesele. Wybadałam sprawę wśród innych kolegów z pracy i okazuje się, że zaproszenie na ślub w Korei oznacza zaproszenie na ślub i wesele jednocześnie. Ślub odbywa się raczej rano i wesele to raczej lunch niż kolacja z tańcami do rana.
No to pytam jaki prezent mam przynieść i czy mogę przyprowadzić męża (mąż jako osoba towarzysząca, nie prezent :P). No i się zaczęło. Debata publiczna w pracy trwała dobre dwa dni. W Korei nie daje się prezentu na ślub (chyba że jest to samochód lub mieszkanie...) Wszyscy goście mają przynieść pieniądze a suma zależy od relacji z parą młodą. Moją relację określono jako: koleżanka z pracy, bardzo lubiana, ale nie zbyt bliska, bo nie piłyśmy nigdy razem soju. Święty niepisany cennik koreański mówi 30$, ale... przychodzę z mężem, którego panna młoda nie zna. Case mocno niestandardowy! Po dwóch dniach otrzymałam od koleżanek z biura diagnozę: 40-50$. Dobra, dam 60$, żeby nie było potem, że nie było.
Dzień ślubu. Przychodzimy na miejsce, a tu nie ma żadnego kościoła, tylko jest wielki biurowiec. Na jednym z pięter jest Wedding Hall. Wjeżdżamy a tu sala jak w teatrze. Panna młoda siedzi w pokoju obok i pozuje do zdjęć z gośćmi.
Każdy gość musi się zarejestrować w recepcji i... dać hajs! Pan zapisuje potem imię i nazwisko, wpłaconą kwotę (!) i wydaje kupon na lunch po ceremonii. W tym momencie dopiero zrozumiałam dlaczego Koreańczycy się tak dziwnie na mnie patrzyli, jak chciałam napisać kartkę z życzeniami i ją włożyć do koperty z pieniędzmi...
Sama ceremonia to wyreżyserowane show. Jest profesjonalny MC, który opowiada żart na początek. Potem wchodzi para młoda na scenę odprowadzana przez snob światła. Na scenie czeka na nich jakiś pan w garniturze, który pogadał coś po koreańsku przez 5 minut i po robocie. Para młoda nie mówiła żadnej przysięgi.
Potem jeszcze było szow z dziękowaniem rodzicom (pan młody klęknął i bił czołem przed rodzicami panny młodej), jakiś grajek zagrał parze młodej rzewną piosenkę, a na koniec było dobre 30 min zdjęć grupowych. Jako, że całość trwała nie więcej niż godzinę, sami widzicie jak ważne są zdjęcia ślubne.
Podczas całej ceremonii jedna pani filowała non-stop przy pannie młodej i poprawiała jej długą suknię. O ta pani w czarnym na zdjęciu poniżej. Pani była tak zaangażowana, że ciężko było uchwycić kadr z parą młodą bez pani w czarnym.
Po całej ceremonii był lunch w formie bufetu. Można było dowolnie siadać przy stołach. Nikt się nie upił, nikt nie tańczył, taki zwykły niedzielny brunch, tyle, że jakaś laska w białej sukni przemyka między stołami. Potem się przebrała w tradycyjny koreański strój, bo była jakaś atrakcja w innej sali (coś w stylu tea ceremony) zarezerwowana tylko dla rodziny od strony pana młodego. Nie bez powodu rodzina panny młodej nie była zaproszona, bo podczas tej atrakcji rzekomo wszyscy wyskakują z hajsu na podróż poślubną, a rodzina panny młodej przecież już na to całe wesele się wykosztowała,
Chyba ceremonia wyszła dobrze, bo para młoda wyskoczyła po weselu na tydzień na Malediwy... Jak wrócili, nasza świeżo upieczona mężatka rozdała w pracy ciasteczka ryżowe w pięknych różowych opakowaniach z podziękowaniem za przybycie.
Podczas gdy ja współczuje tej koleżance całego tego show, które musiała biedaczka odstawić, wszystkie niezamężne koleżanki z biura tylko wzdychają i marzą o własnym koreańskim ślubie... "Be careful what you are dreaming of"...
Zacznijmy od tego, że zaproszenie dostałam po koreańsku, więc ciężko było wyczuć czy tylko na ślub czy również na wesele. Wybadałam sprawę wśród innych kolegów z pracy i okazuje się, że zaproszenie na ślub w Korei oznacza zaproszenie na ślub i wesele jednocześnie. Ślub odbywa się raczej rano i wesele to raczej lunch niż kolacja z tańcami do rana.
No to pytam jaki prezent mam przynieść i czy mogę przyprowadzić męża (mąż jako osoba towarzysząca, nie prezent :P). No i się zaczęło. Debata publiczna w pracy trwała dobre dwa dni. W Korei nie daje się prezentu na ślub (chyba że jest to samochód lub mieszkanie...) Wszyscy goście mają przynieść pieniądze a suma zależy od relacji z parą młodą. Moją relację określono jako: koleżanka z pracy, bardzo lubiana, ale nie zbyt bliska, bo nie piłyśmy nigdy razem soju. Święty niepisany cennik koreański mówi 30$, ale... przychodzę z mężem, którego panna młoda nie zna. Case mocno niestandardowy! Po dwóch dniach otrzymałam od koleżanek z biura diagnozę: 40-50$. Dobra, dam 60$, żeby nie było potem, że nie było.
Dzień ślubu. Przychodzimy na miejsce, a tu nie ma żadnego kościoła, tylko jest wielki biurowiec. Na jednym z pięter jest Wedding Hall. Wjeżdżamy a tu sala jak w teatrze. Panna młoda siedzi w pokoju obok i pozuje do zdjęć z gośćmi.
Każdy gość musi się zarejestrować w recepcji i... dać hajs! Pan zapisuje potem imię i nazwisko, wpłaconą kwotę (!) i wydaje kupon na lunch po ceremonii. W tym momencie dopiero zrozumiałam dlaczego Koreańczycy się tak dziwnie na mnie patrzyli, jak chciałam napisać kartkę z życzeniami i ją włożyć do koperty z pieniędzmi...
Sama ceremonia to wyreżyserowane show. Jest profesjonalny MC, który opowiada żart na początek. Potem wchodzi para młoda na scenę odprowadzana przez snob światła. Na scenie czeka na nich jakiś pan w garniturze, który pogadał coś po koreańsku przez 5 minut i po robocie. Para młoda nie mówiła żadnej przysięgi.
Potem jeszcze było szow z dziękowaniem rodzicom (pan młody klęknął i bił czołem przed rodzicami panny młodej), jakiś grajek zagrał parze młodej rzewną piosenkę, a na koniec było dobre 30 min zdjęć grupowych. Jako, że całość trwała nie więcej niż godzinę, sami widzicie jak ważne są zdjęcia ślubne.
Podczas całej ceremonii jedna pani filowała non-stop przy pannie młodej i poprawiała jej długą suknię. O ta pani w czarnym na zdjęciu poniżej. Pani była tak zaangażowana, że ciężko było uchwycić kadr z parą młodą bez pani w czarnym.
Po całej ceremonii był lunch w formie bufetu. Można było dowolnie siadać przy stołach. Nikt się nie upił, nikt nie tańczył, taki zwykły niedzielny brunch, tyle, że jakaś laska w białej sukni przemyka między stołami. Potem się przebrała w tradycyjny koreański strój, bo była jakaś atrakcja w innej sali (coś w stylu tea ceremony) zarezerwowana tylko dla rodziny od strony pana młodego. Nie bez powodu rodzina panny młodej nie była zaproszona, bo podczas tej atrakcji rzekomo wszyscy wyskakują z hajsu na podróż poślubną, a rodzina panny młodej przecież już na to całe wesele się wykosztowała,
Chyba ceremonia wyszła dobrze, bo para młoda wyskoczyła po weselu na tydzień na Malediwy... Jak wrócili, nasza świeżo upieczona mężatka rozdała w pracy ciasteczka ryżowe w pięknych różowych opakowaniach z podziękowaniem za przybycie.
Podczas gdy ja współczuje tej koleżance całego tego show, które musiała biedaczka odstawić, wszystkie niezamężne koleżanki z biura tylko wzdychają i marzą o własnym koreańskim ślubie... "Be careful what you are dreaming of"...
Kwiatuchy
Chyba zapuszczamy korzenie na dobre, skoro kupujemy już rośliny do domu.
Pojechaliśmy na targ kwiatowy, spodziewając się standardowej koreańskiej bylejakości, a tu proszszsz: orchidee najróżniejszych maści, palmy jak stąd do Krakowa i drzewka pomarańczowe z owocami all-you-can-eat.
Okna mamy od strony wschodnio-południowo-zachodniej, a słońce operuje non-stop, mimo że już połowa listopada, więc zaaplikowaliśmy sobie zestaw ""południowa Hiszpania":
- palma mojego wzrostu
- drzewko mandarynkowe mojego wzrostu prosto z wyspy Jeju
- drzewko jaśminowe do pasa
- 2 gigantyczne orchidee
Jaśmin ma zakwitnąć za miesiąc, więc zrobię wtedy budyń waniliowo-jaśminowy. W oczekiwaniu na to wielkie wydarzenie, możemy się raczyć świeżym sokiem mandarynkowym z wyspy Jeju.
Korea to raj.
Pojechaliśmy na targ kwiatowy, spodziewając się standardowej koreańskiej bylejakości, a tu proszszsz: orchidee najróżniejszych maści, palmy jak stąd do Krakowa i drzewka pomarańczowe z owocami all-you-can-eat.
Okna mamy od strony wschodnio-południowo-zachodniej, a słońce operuje non-stop, mimo że już połowa listopada, więc zaaplikowaliśmy sobie zestaw ""południowa Hiszpania":
- palma mojego wzrostu
- drzewko mandarynkowe mojego wzrostu prosto z wyspy Jeju
- drzewko jaśminowe do pasa
- 2 gigantyczne orchidee
Jaśmin ma zakwitnąć za miesiąc, więc zrobię wtedy budyń waniliowo-jaśminowy. W oczekiwaniu na to wielkie wydarzenie, możemy się raczyć świeżym sokiem mandarynkowym z wyspy Jeju.
Korea to raj.
piątek, 14 listopada 2014
11 listopada
11 listopada to bardzo wazna data w Azji. Bynajmniej nikt sie nie przejmuje jakas tam wojna swiatowa...
11 listopada to:
- pepero day w Korei
- pocky day w Japonii
- alibaba day w Chinach
Otoz w Japonii i Korei ludzie dziela sie paluszkami oblanymi czekolada i obsypanymi orzeszkami, o takimi:
Swieto stworzone i rozdmuchane przez producentow koreanskich paluszkow pepero i japonskich pocky. Podobno udalo im sie wmowic wszystkim azjatkom, ze jak zjedza paluszka 11 listopada o godz. 11.11 to beda szczuple przez caly rok. A te glupie baby w to wierza...
Tymczasem 11 listopada wszystkie Chinki ogarnia zakupowe szalenstwo na portalu Alibaba (takim chinskim allegro), gdzie akurat w tym dniu sa masowe przeceny. Takze w miniony wtorek Chinczycy wydali na Alibabie bagatela 9 miliardow dolarow.
A co by bylo gdyby tak polaczyc alibaba day z pepero/pocky day w calej Azji? Czy swiat to wytrzyma?
piątek, 7 listopada 2014
Zlecenie z innego działu
Jestem ostatnio na lunchu z dziewczynkami z zespołu, ktory aktualnie nie ma menedżera. No i pytam, jak tam bez tego menedżera spodziewając się odpowiedzi "nareszcie nikt nie zawraca dupy i można spokojnie popracować ". A tu dziewczynki lamentują, że źle, że one bardzo tęsknią za poprzednim menedżerem i że teraz mają za dużo pracy. What?!
"No bo jak przychodzi do nas menedżer z innego działu i nas o coś prosi, to nie możemy mu odmówić, bo jesteśmy młodsze stanowiskiem od niego i przez to pracujemy po godzinach"
Ciekawe są priorytety w Korei. Muszę wysłać te dziewczynki na szkolenie do Polski "Jak olać zlecenie z innego działu jako pierwsze - teoria i praktyka".
"No bo jak przychodzi do nas menedżer z innego działu i nas o coś prosi, to nie możemy mu odmówić, bo jesteśmy młodsze stanowiskiem od niego i przez to pracujemy po godzinach"
Ciekawe są priorytety w Korei. Muszę wysłać te dziewczynki na szkolenie do Polski "Jak olać zlecenie z innego działu jako pierwsze - teoria i praktyka".
Piatek wieczor
Piatek, godzina 21.30, wracam z pracy. Styrana po calym tygodniu. Praca biurowa mowili... a czuje sie jakbym przepracowala tydzien w kopalni. Ale w sumie porownanie trafne. Tyle, ze nie kopie w weglu...:)
No wiec wzielam taksowke. A tu czysto, pachnie, pan skumal adres bez GPSa, a z glosnikow leci Eva Cassidy. Takie rzeczy sie w Korei nie zdazaja... Jak milo zaznac troche Europy na koniec azjatyckiego tygodnia.
wtorek, 4 listopada 2014
Koreanska emigracja
Koreanczycy troche emigruja, glownie do Kanady. Koreanki nie chca wracac, Koreanczycy tak. Dlaczego?
Przyczyna jest bardzo prosta. Wychowani w patriarchacie panowie Koreanczycy jakos nie potrafia sie dogadac z wyemancypowanymi panienkami z zagranicy.
Z kolei Koreanki zasadzaja sie na zagranicznych chlopakow, bo nie musza tyrac na szmacie i przy garach po slubie.
Siostra kolezanki z pracy wyszla za Australijczyka i ta sie nie moze go nachwalic. "Jest taki grzeczny i mily dla mojej siostry. Ostatnio pomogl jej wkladac naczynia do zmywarki po kolacji". Maz roku po prostu.
Seminarium
Organizuje seminarium dla wybranych pracownikow z Chin, Japonii i Korei. Jestem na call'u z Chinczykami i briefuje ich co maja przygotowac na seminarium, co inne kraje beda prezentowac itd. Produkuje sie dobre pol godziny na temat merytorycznego contentu seminarium i koncze standardowo: "Czy macie jakies pytania?"
Cisza...
Po czym jeden Chinczyk pyta, czy podczas kolacji bedzie heavy drinking.
Sa priorytety, prawda?
piątek, 31 października 2014
Fryzura
Dzis sie dowiedzialam, ze moja naturalna, lekka fala we wlosach z naturalnymi blond kosmykami jest bardzo pozadana, ale bardzo droga fryzura w Korei. Kolezanki oszacowaly, ze trzeba by bylo zaplacic jakies 200-300$ za taki efekt. Razy pare wizyt u fryzjera w roku...
Jakie poklady oszczednosci gromadze w tej Korei! Czas na weekendowy shopping!:)
wtorek, 28 października 2014
Liczby
Chinczycy maja jakies niezdrowe podejscie do liczb. 4 jest zla, bo sie wymawia podobnie jak smierc a 8 jest nadzwyczaj dobra bo oznacza duza kase. Jak kiedys bede w dolku finansowym to sprzedam w Chinach swoj polski nr telefonu z trzema osemkami pod rzad.
Koreanczycy tez nie zostaja w tyle, bo pomijaja "pechowe" pietra. Oto klawisze w windzie w naszym budynku:
niedziela, 26 października 2014
Filtr beauty
Mąż poszedł zrobić sobie zdjęcie do karty rejestracji aliena (tak się nazywa, powaga!)
Nadgorliwa pani fotografka delikatnie przy-photoshop-owała mi męża. Zmarszczki wygładzone, zarost idealnie przycięty, twarz bardziej pociągła, jakby w trójkąt. Filtr beauty jak nic!
Podobno u fotografa można sobie zażyczyć stopień wy-photoshop-owania od 1 do 10. Ciężko powiedzieć jaki pani zastosowała. Podobno przy 10 nie poznaje się osoby na zdjęciu:)
Anyways, niedawno się dowiedziałam od kolegów z pracy, że kluczowym elementem CV jest zdjęcie. Że też tego nie wiedzieliśmy zanim mąż rozesłał miliard CV!
Jedna moja koleżanka z pracy po zobaczeniu mojego męża powiedziała "wygląda jak ten znany aktor, ..., no ten no..., David Beckham!"
Kto by nie przyjął do pracy Davida Beckhama po filtrze beauty ja się pytam...
Nadgorliwa pani fotografka delikatnie przy-photoshop-owała mi męża. Zmarszczki wygładzone, zarost idealnie przycięty, twarz bardziej pociągła, jakby w trójkąt. Filtr beauty jak nic!
Podobno u fotografa można sobie zażyczyć stopień wy-photoshop-owania od 1 do 10. Ciężko powiedzieć jaki pani zastosowała. Podobno przy 10 nie poznaje się osoby na zdjęciu:)
Anyways, niedawno się dowiedziałam od kolegów z pracy, że kluczowym elementem CV jest zdjęcie. Że też tego nie wiedzieliśmy zanim mąż rozesłał miliard CV!
Jedna moja koleżanka z pracy po zobaczeniu mojego męża powiedziała "wygląda jak ten znany aktor, ..., no ten no..., David Beckham!"
Kto by nie przyjął do pracy Davida Beckhama po filtrze beauty ja się pytam...
Hiking
W Korei jesień nadrabia stracone punkty przez wilgotne i duszne lato. Mamy późny październik, a tu słońce rzadko sie chowa za chmurami, a temperatura w ciagu dnia wciąż przekracza 20 stopni.
Okazuje się, że koreański park narodowy Bukhansan mamy godzinę z hakiem od domu. Wybraliśmy się tam wczoraj na mały hiking. W moich jeansach i t-shircie czułam się jak w szpilkach na Giewoncie - wszyscy wokół byli super profesjonalnie ubranie, jakby co najmniej szli na Kilimandżaro. Parę fotek z przyczajki:
Podobno co trzeci Koreańczyk uprawia hiking przynajmniej raz w miesiącu. Moja koleżanka z pracy mówiła, że czasem chodzi po górach na boso, żeby lepiej czuć energię gór. Ta.
Ale trzeba przyznać tym Koreańczykom, że ładne kolorki jesienią w tych ich górach.
(pocieszamy się, że nie będzie nas w tym roku w Kyoto)
czwartek, 23 października 2014
Harakiri
Dawno temu w Japonii samuraje walczyli oddanie dla swoich przywodcow - dostojnikow cesarza, nie kwestionujac ich decyzji, w zamian przywodcy opiekowali sie samurajami i godziwie ich wynagradzali. Przywodcy calkowicie ufali swoim samurajom. Gdy samuraj zawiodl zaufanie swojego przywodcy, ten nie musial wyciagac konsekwencji, bo samuraj sam popelnial harakiri.
Tokio, rok 2014. Jestem swiadkiem napierdalanki mailowej miedzy Japonczykami a nie-Japonczykami, ktorej efektem ubocznym jest wyjawienie, ze jeden japonski manager oklamal japonskiego szefa szefow. Ciekawe kiedy nastapi harakiri dzisiejszych czasow, czyli zlozenie wypowiedzenia...
wtorek, 21 października 2014
Korpo-absurdy w Korei
Aby uzyskac pewne dostepy do pewnych danych musze zlozyc wniosek przez strone intranetowa.
Cala strona intranetowa jest po koreansku, wiec dostalam 20 slajdow z printscreenami i instrukcjami "click here".
Nawet nie mam pojecia na co tam sie zgadzam i o czym mnie pouczaja, ale przeciez koreanska procedura mowi, ze musze to zrobic osobiscie, wiec nie moze byc inaczej.
No wiec przeklikalam wszystko wczoraj jak malpka - raz sie moge poswiecic.
Dzis dostalam kolejne 7 slajdow, zeby cos jeszcze doklikac...
piątek, 17 października 2014
Suszarka
Tokio, 8 rano. Zdaje sobie sprawe, ze w moim pokoju hotelowym nie ma suszarki do wlosow, jestem juz spozniona a wlosy mokre. Dzwonie do recepcji i ladnie prosze o hair dryer, mowiac duzymi literami ze spacjami.
Po 5 minutach przychodzi pan z... zelazkiem! No to tlumacze, pokazuje, pan sie zawstydzil i gdzies pobiegl.
Przychodzi drugi pan i mowi, ze jest bardzo sorry, ale nie maja zelazka do wlosow.
I jak tu nie kochac Japonii?:)
wtorek, 14 października 2014
Pogoda
Taka pogoda jest od 2 tygodni i nie chce byc inaczej! Nuuuuuda:P
Wlasnie tak wyglada pazdziernik w Korei. Dlatego wiekszosc par bierze sluby w pazdzierniku po pogoda gwarantowana. O slubach koreanskich w nastepnym odcinku!
Czyste niebo, slonko swieci a wczoraj wiatr chcial mnie porwac, a nie jestem znowu taka filigranowa (zwlaszcza na koreanskim wikcie bazujacym na ryzu albo makaronie ryzowym...) Ten wiatr to residuum tajfunu z Japonii. Koreanczycy bardzo sie ciesza ze swojego japonskiego sasiedztwa. Wszystkie tajfuny napieraja na Okinawe i zazwyczaj skrecaja na Tokio mimo, ze Korea jest na linii prostej.
No, a jutro zmierzam do Tokio, podobnie jak ten tajfun z Okinawy. Musze pojsc po dodatek za prace wysokiego ryzyka!
piątek, 10 października 2014
Dlugi weekend
W czwartek bylo swieto narodowe w Korei (swieto alfabetu btw).
Jak czwartek wolny, to w piatek w Polsce nie ma nikogo w biurze, Francuzi biora wolne juz od poniedzialku a w Korei wszyscy sie melduja elegancko w piatek w biurze o 9.00 sharp!
środa, 8 października 2014
Amour amour
Jest taki jeden Francuz, ktory przypadkowo zostal zeslany do Korei na 2 tygodnie. Jest Francuzem, wiec nie zna sie na niczym, zaczyna wszystko od dupy strony, komplikuje najprostsze rzeczy i w ogole nie jest zbyt kumaty. Ale... wyglada jak brat blizniak Toma Cruise'a, ma piekne buty, fryzure i idealnie skrojony garnitur. No wiec wszystkie male Koreaneczki w biurze sie w nim zakochaly i moje do bolu logiczne argumenty kontra jego pitu pitu przegrywaja w przedbiegach. Do tego stopnia, ze jak zaproponowalam anulowanie 2h niczemu sluzacej wideo-konferencji z nim, aby zwyczajnie popracowac z teamem nad NAPRAWDE waznymi tematami, to jedna dziewczynka miala lzy w oczach... To nie jest zart...
wtorek, 7 października 2014
Koreański - lekcja 6.
Taka rozmowa z mężem po dzisiejszej lekcji koreańskiego.
Ja: Czego chciałbyś się napić?
Mąż: Cykuty.
Ale nie poddajemy się. Hwaiting! (czyli koreańskie powiedzonko a la "bonne courage" czy "do boju") Długo nie wiedziałam o co cho, jak pod koniec oficjalnego maila z planem akcji ktoś pisał "Fighting!" - okazuje się, że tak Koreańczycy tłumaczą na angielski to swoje Hwaiting.
Btw, grupa troszeczke zaczyna sie wykruszać. Ta płynnie gadająca po koreańsku Japonka przestała na szczęście przychodzić, ze wszystkich Amerykanów został tylko jeden na placu boju - zawodowy żołnierz btw. Jest jeszcze Niemiec, który poślubił Koreankę i ma z nią 2 dzieci, które nazwał po koreańsku i 3 Chińczyków, którzy skubani czytają koreańskie znaki jakby uczyli się ich od 100 lat, a nie od 1,5 tygodnia.
Opuszczenie 3 lekcji w zeszłym tygodniu nie polepsza mojej sytuacji, ale jakoś daję radę. Jednak doświadczenie ze studiów procentuje. Z nadrabiania materiału przy niskiej frekwencji na zajęciach mogłabym mieć profesurę.
sobota, 4 października 2014
Stop-over w Warszawie
The Warszawa vs azjatyckie metropolie 3:0:
1)swieze powietrze
2)spotykanie dawnych znajomych przypadkiem na ulicy
3)niskie ceny
piątek, 3 października 2014
Przerwa na Europe
Tygodniowa przerwa na Europe. Fajnie sobie przypomniec jak moze smakowac jedzenie i jak tanie moze byc wino.
Subskrybuj:
Posty (Atom)