Mam taki oto projekt na 2 tygodnie mojego pobytu w Seulu. Przekonać się (wmówić sobie?), że kuchnia koreańska jest smaczna oraz że da się żywić nie tylko tuczącym ryżem.
Muszę przyznać, że idzie mi całkiem dobrze. Oprócz dzisiejszego schabowego na lunch (Koreańczycy myślą, że kotlet schabowy w grubej panierce to wynalazek kuchni japońskiej...) jadłam same posiłki smaczne i względnie dietetyczne, a jeden był wręcz doskonały. Oto i on:
Się grilluje samemu kawałki mięsa nad rozżarzonymi węglami, macza w jakiś olejkach i sosach a potem zawija w liście sałaty i jakiegoś innego chwasta, dorzuca się parę aromatycznych ziółek i gotowe!
Niestety nie wiem jak to się fachowo nazywa poza tym, że zagraniczniaki mówią na to Korean BBQ. Oczywiście pani kelnerka bardzo pieczołowicie mi tłumaczyła zawartość menu - oczywiście mówiła do mnie po koreańsku, tyle, że głośniej. Faktycznie, przydało się:)
To pewnie dzięki tym ziółkom było takie dobre :)
OdpowiedzUsuń