środa, 14 maja 2014

Haute cuisine po chińsku

Dziś wieczorem postanowiłam opuścić swoją bańkę mydlaną i udać się na prawdziwą konfrontację z szanghajską rzeczywistością. Po godzinie szwendania się po okolicach People's Square znalazłam taką oto cicho-ciemną uliczkę, do której turyści nie docierają... Byłam ewidentnie jedyną "białą twarzą".

Uliczka specjalizowała się w owocach morza. Po bokach stragany z wszystkim co na co dzień pływa w morzu (a dzisiaj nawet chodziło "na sucho")


Się pani mówi ile czego i w jakim stopniu ostrości i się siada w mikro salce za stoiskiem.

Pisałam już o tym, ze Chińczycy są do bólu pragmatyczni i przedsiębiorczy, co nie? No więc salka jest praktycznie cała wyłożona folią. Razem z pałeczkami dostaje się też foliowe rękawiczki i foliowy śliniaczek.  


Za powyższe menu + dwie ostrygi + dwie małze św. Jakuba zapłaciłam niecałe 50zł. W międzyczasie jakiś pan chodził po sali i robił upselling smażonego tofu za 5zł (najgorzej zainwestowane 5zł w mojej karierze - tofu zdaje się było sezonowane w starym domku letniskowym pod Warszawą, nieogrzewanym przez zimę i dopiero co otwartym na wiosnę)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz