niedziela, 31 maja 2015

Please!

Taką oto miłą wiadomość dostaliśmy od sąsiada z dołu:


Chłopaki z Oxfordu odnieśli by pewnie wrażenie, że sąsiad jest w furii i użyte na końcu słowo "please" z wykrzyknikiem jest tak naprawdę skrótem  "Guys, seriously, wtf, please! People try to sleep here..."

Otóż nie. Słowo "please" na końcu to odpowiednik koreańskiego "chuseyo", które w dosłownym tłumaczeniu oznacza "poproszę / proszę mi to dać" a w rzeczywistości stosowane jest często tak po prostu do zmiękczenia przekazu i okazania szacunku.

Tak, znajomość lokalnego języka zdecydowanie ułatwia zrozumienie osoby w języku angielskim, jakkolwiek nielogicznie to teraz brzmi.
Więcej obserwacji nt. Koreańczyków i ich wersji angielskiego (Konglish?:)

1) Dziwiło mnie, że nadzwyczaj często zaczynają zdanie od "As you know,....". Potem się dowiedziałam, że mają specjalną formę na wyjaśnianie przyczyn o których rozmówca wie, np. jak dobrze wiesz rano padal deszcz, wiec byly korki i sie spoznilem do pracy. Jest to kolejny przyklad, że Koreańczyk boi się urazić rozmówcę tłumacząc rzeczy oczywiste, więc się zabezpiecza tym "as you know...."

2) Przy wyrażaniu opinii fraza "I think" występuje na końcu zdania, podczas gdy cała reszta świata od tego zaczyna wyrażanie opinii. W koreańskiej gramatyce jest kilka opcji wyrażania przypuszczeń (różne na  różne poziomy pewności własnej opinii) i wszystkie doczepia się na koniec do czasownika, a czasownik na końcu zdania. Być może dlatego Koreańczycy tacy grzeczni i nie przerywają nikomu w środku zdania, bo cały sens na końcu.

3) Wszyscy Azjaci, nie tylko Koreańczycy, mylą "he" z "she" i na odwrót, co dla wszystkich innych nacji jest dość dużym przewinieniem. W języku chińskim dźwięk na ona/on jest taki sam (znak trochę inny), więc problem określenia płci w trakcie mówienia po angielsku jest dla nich dość nowy i czasem im się myli...
Koreańczycy (i Japończycy) zaczynają pierwsze zdanie od "Jeśli chodzi o ..." wtedy wymieniają imię i już w kolejnych zdaniach wydaje im się, że wiadomo o kogo chodzi, więc mówią tylko orzeczenie bez podmiotu. W prostych sytuacjach jeszcze jak Cię mogę, ale w opisie relacji damsko-męskich czasem przydaje się poprawnie określić co zrobił "on" a co "ona" (yyy, jak to, ON pomalował sobie paznokcie?!...)

Podejrzewam, że do tego miejsca mojego nudnego wywodu językowego doszli już tylko fetyszyści językowi (pozdrawiam Marzenę i Henryka:)), więc będę kończyć...

A wracając do sąsiada, po domu nie chodzimy w chodakach, tylko boso, więc generalnie jedyne co można zrobić jest wysłać mojego męża na lekcje baletu. No, czyli nic nie da się zrobić i mamy naszego kochanego sąsiada w dupie. O!

P.S. Jeszcze jedno! Ostatnio naukowcy udowodnili, że osoby bilingualne w angielskim i niemieckim opisując jeden prosty filmik w dwóch językach skupiały się na dwóch różnych rzeczach: po angielsku bardziej na opisie samej akcji a po niemiecku bardziej na celu akcji. Fascynujące prawda? Teraz trochę innym okiem (innych uchem?) patrzę na mojego niemieckiego szefa i dwa razy zastanowię się zanim zacznę się modlić się nad wyglądem merytorycznie dobrej już prezentacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz