Trasa wyglądała mniej więcej tak:
W telegraficznym skrócie:
Dzień 1: Łazimy po Hanoi, jemy najpyszniejszą zupę pho w naszym życiu siedząc na małym plastikowym taboreciku.
Dzień 2-3: objeżdżamy na motocyklach górskie tarasy ryżowe w okolicach miejscowości Sapa na północy Wietnamu
Dzień 4: robimy NIC na plaży w resorcie koło miasta Nha Trang na południu Wietnamu, panowie kelnerzy donoszą nam drinki z palemką do leżaka; jest cudownie.
Dzień 5: narażamy życie przedzierając się na skuterze przez miasto, żeby spędzić pół dnia w open-air spa mocząc się w kąpielach błotnych, mineralnych, ziołowych
Dzień 6: moto road trip z Nha Trang do Dalat, czyli takiego Zakopanego Wietnamu; nareszcie przyjemny chłodzik!
Dzień 7: zjeżdzamy z gór na moto w stronę mekki kite-surferów Mui Ne. Wieje!
Dzień 8: nic nie wieje, także z kite'a nici. Opalamy się pół dnia na plaży pełnej ruskich a potem uderzamy pociagiem do Ho Chi Minh. Wychylamy szybko drinka o nazwie "Hello Saigon" i wracamy do Seulu nocnym lotem. Poniedziałek 9 rano meldujemy się w pracy.
Więcej o poszczególnych etapach wycieczki w kolejnych postach. Stay tuned.
nie mają pendolino, dlatego aż 3dni :)
OdpowiedzUsuńmoże dojdzie kiedyś do nich ta technologia z PL
trochę wam zazdroszczę grzania dupska na plażach, u mnie jak od morza zawieje to człowiek wraca od razu do lasu...