Koleżanka z biura w Seulu, Brytyjka z pochodzenia ale na kontrakcie lokalnym, musi niebawem wziąć miesiąc wolnego na jakąś drobną operację chirurgiczną. No i teraz prowadzi dyskusję z HRami jak to załatwić.
No więc na wstępie koreańskie HRy jej zaproponowały, żeby wybrała cały urlop z 2016 i awansem z 2017. Na co ona zasugerowała, ze to nie jest jej widzimisię tylko operacja dla zdrowia i może przynieść kwit od lekarza. Na co oni stwierdzili, że jest tylko określona lista zachorowań, które pracodawca może uznać. No to ta poprosiła o tę listę. Na co pani z HR użyła argumentu, że lista jest bardzo długa. Koleżanka nadal prosi o tę listę...
Pani z HR już nie miała argumentów, więc wytoczyła broń największego kalibru (w swoim koreańskim mniemaniu) i powiedziała "bo będziesz musiała o tym porozmawiać z dyrektorem HR!". Na co ona się tylko uśmiechnęła i powiedziała, że OK. Pani z HR już totalnie wyprowadzona z równowagi zakończyła: "A może nawet i z CEO całej firmy!"
Nieźle...muszę zapamiętać, żeby straszyć niesubordynowanych koreańskich juniorów spotkaniami z szefami ich szefów.
Swoją drogą nie rozumiem dlaczego jest taki ból z przyznaniem urlopu zdrowotnego. Chyba po prostu coś takiego nie istnieje w Korei.
Pamiętam jak raz przy problemach z brzuchem poprosiłam lekarza o wypisanie zwolnienia z pracy na jeden dzień. Najpierw nie wiedzieli na całym oddziale co z tym zrobić, a potem dali mi kwit opisujący w bardzo drobnych szczegółach co w tym moim brzuchu było nie tak. Zasugerowałam jednak, żeby ograniczyli się do ogólnego "problemy żołądkowe". Jak potem przyniosłam ten kwit do HR, to deliberowali cały dzień co z tym zrobić. Oczywiście na końcu włączyli w to mojego szefa, który na tamten czas był bardzo zajętym szefem wszystkich szefów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz