Tu mąż próbuje robić jajecznice na grillu:
A ta książka, którą tu czytam, to "Nothing to envy" o historiach ludzi, którzy uciekli z Korei Północnej. I czytam ja na plaży 30km od granicy. Jest klimat...
Na mój sondaż na facebook'u, jakie to państwo, dostałam odpowiedzi takie jak Polska, Chorwacja, Wietnam, Australia czy Yunkai...
Zero cywilizacji na horyzoncie. Własnie w tej książce opisywano, że brak świateł i smogu sprawia, że w nocy niebo jest tam przepiękne! Dodatkowo ten mrok absolutny pozwala młodym Koreańczykom umawiać się na randki, na które za dnia by nie pozwolono. Nikt ich nawet nie jest w stanie nakryć, bo przecież nikt nie ma latarki, a jeśli ma to nie ma do niej baterii. Paradoksalnie w nocy wszyscy czuja się bezpieczniejsi.
Rzut oka na stronę południową: z żywopłotu ustawiono koreański napis "pokój" na wzgórzu.
Może jeszcze za naszego życia się połącza? i może zjedziemy do Korei na drugą misję? Budynki trzeba będzie budować, wiec mój mąż się przyda! Ze mną nie wiadomo, bo może już samochody autonomiczne, machine learning i telepatia będą tak zaawansowane, że nikomu nie będę potrzebna... No nic, najwyżej otworzę kawiarnię i będę kasować tłuste 4$ za cienkie americano. Tak się robi fortunę w Korei!
Z taką wizją przyszłości i z takim skyline'm gór Soeraksan wracaliśmy w niedzielę wieczorem do Seulu. 200km śmignęliśmy tym razem w 2.5h, a nie w 8. Okazuje się, że Seulczycy lubią wracać wcześniej z długiego weekendu na łonie natury do swojego ciasnego mieszkania w mieście, żeby... uwaga...odpocząć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz