Kontynuacja absurdów z życia pracowniczego mojego męża...
Służba wojskowa jest obowiązkowa w Korei i trwa 2 lata. Co bystrzejsi idą do firm na staże i wtedy zmniejsza się obowiązek służby wojskowej z 2 lat do miesiąca i to był właśnie case jednego kolegi z pracy męża.
Tuż przed służbą podchodzi i pyta czy mój mąż wyśle mu list jak on będzie w wojsku. Na co mój mąż ze swoją wrodzoną empatią "stary, chyba Cię pojebało..."
No to ten zaczął tłumaczyć, że jest taka tradycja w Korei, że rodzina i przyjaciele śle listy do tych wszystkich kadetów (w końcu kraj nadal w stanie wojny z północą) i nawet powstał specjalny portal, gdzie można pisać te listy online. Kadetom oczywiście śmiga LTE w koszarach to sobie mogą poczytać na swoich Samsungach i LG.
Domyślamy się, że kto dostanie więcej listów, ten jest fajniejszy. A listy po angielsku od zagraniczniaków liczą się potrójnie.
Inny koleżka z pracy męża z kolei truł mu dupę kilka miesięcy, żeby nas ustawić na double date z nim i jego dziewczyną. Ja jakoś wtedy dużo latałam i średnio widziałam poświęcenie choć jednego wolnego wieczoru, żeby kolega z pracy męża zapunktował u swojej dziewczyny. Na nasze szczęście już się rozstali i problem sam się rozwiązał. Jesteśmy złymi ludźmi;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz