Filipiny nas żegnały pieknym sloncem. Trasa 100km z Andy na lotnisko w Tagbilaran okazala sie byc przepiekna w sloncu! Na poczatku jechalismy przez wioski i mijalismy dzieci maszerujace do szkoly w kolorowych mundurkach...
Potem bylo jakies 80km wzdluz morza - po lewej morze, po prawej las palm i bananowcow. Czasem jakies pola ryzowa dla odmiany. Cudne widoki. Gdyby nie widmo spoznienia na samolot (i przy okazji smierci z rąk mojego męża) zatrzymywalabym sie co chwile na robienie zdjec.
Najlepsze jest to, ze to byla ta sama trasa, ktora niezle przeklinalam jeszcze 3 dni temu - tyle, ze wtedy bylo pochmurno i byla sobota rano. Wyglada na to, ze w sobote rano wszyscy Boholczycy jada do cioci na imieniny i zamiast kurczaka na obiad chca przywiezc martwego motocykliste na swoim zderzaku...
Anyways, jak to mowi kolega z pracy meza, picie alkoholu to pożyczanie szczescia z nastepnego dnia. Tu bylo troche odwrotnie, podroz powrotna byla tak przyjemna bo odpokutowalismy swoje 3 dni wczesniej. Nic w przyrodzie nie ginie. I to do samego Seulu wszystko elegancko poszlo! Nawet nie odczulismy jakos specjalnie szoku temperaturowego.
Byl jedynie szok mentalny.
Wczoraj tak:
A jak się poruszać po Bohol bez motoru? Można inaczej dotrzeć z lotniska do Anda?
OdpowiedzUsuńMożna jeszcze wypożyczyć samochód, wziąć autobus lub jeepneya. Przy czym dwie ostatnie opcje gwarantują intensywne przeżycia w postaci twardego zetknięcia z wyspiarską beztroską j brawurą.
OdpowiedzUsuńBeztroska i brawura, so true :D To czas ba jakiś mały kurs motorowy
OdpowiedzUsuń