środa, 6 stycznia 2016

Import eksport

Wracając z Polski do Korei cyrk obwoźny zmienił się bezpowrotnie w tabor cygański.
130kg bagażu rejestrowanego + 6 toreb podręcznych. Się gra, się ma - limit bagażowy na 2 bilety w biznesie + moją złotą kartę w Sky Team wykorzystany do cna!

40kg w samych kettle-bellsach. Tatuś dał zięciuniowi na urodziny:) Pani na lotnisku trochę się awanturowała, ale no co no: rączka jest, bagaż jak się patrzy!
Do tego taki souvenir z Hali Mirowskiej. 

Nie wspominając o słoikach od mamusi z 3 obiadami dla wielodzietnej rodziny.
Wygląda na to, że podpadamy pod definicje "słoików" - jakby nie patrzeć, transportujemy słoiki z małego do dużego miasta:)

Oprócz tego: parę kilogramów kaszy jaglanej i mąki orkiszowej, 3 litry oliwy z oliwek, roczny zapas dezodorantów, daktyle i 8 win. Why? Już tłumaczę:
- kasza jaglana tutaj podła, lepka i gorzka a ten biały ryz trzeba jednak czymś zastąpić
- mąka orkiszowa, bo mąż się wkręcił w robienie chlebów i wychodzi mu to całkiem całkiem! Jak go wywalą z roboty to ja też się zawijam i otwieramy polska piekarnie w Seulu i wystąpimy w koreańskim talk-show!
- oliwa z oliwek produkowana we Włoszech czy Hiszpanii na rynki azjatyckie jest ewidentnie chrzczona (i 3 razy droższa niż w Polsce)
- dezodoranty, bo... Azjaci się nie pocą pod pachami. Oni się pocą całym ciałem. A w lato najbardziej chyba na skroniach...
- daktyle, bo są absolutnie nieosiągalne w Korei, a jednak przepisy Anny Lewandowskiej na zdrowe batony same się nie zrobią
- winaaaaaa! Z winami jest historia.

No więc, do Korei można wwieźć tylko 1 butelkę wina na głowę. Czyli nic. Za każdą następną butelkę trzeba zapłacić cło o wartości 50-70% ceny zakupu. Nie trzeba mieć doktoratu z matematyki i ekonomii, żeby skumać, że mimo wszystko opłaca się przewieźć parę butelek w walizce i zapłacić to cło, skoro byle-jakie "nie wstyd przynieść na domówkę wśród studenciaków " wina zaczynają się w Korei od 30-40$.

No więc wrzucliśmy 6 win do jednej walizki. Przy odbiorze walizki na lotnisku okazało się, że przyczepiono nam do niej piszczący klips, żebyśmy nie czmychnęli przypadkiem przez wyjście "Nothing to declare". Btw, druga walizka z 2kg kiełbasy, teoretycznie też zabronionej, wyszła bez klipsa;)

Maszeruje dziarsko z deklaracja celna do okienka, a pani celnik mnie w ogóle przeprasza, że musi ode mnie pobrać cło. I jeszcze się upewnia, czy w zadeklarowanej wartości win nie uwzględniłam przypadkiem tych 2 najdroższych, które nam przysługują bezpłatnie. Pani bardzo była zdziwiona, że się nie awanturuje i mi się kłaniała w pas na do widzenia. Chyba do zagraniczniaków mają inne podejście - Koreanka, która uczyła nas koreańskiego miała niezłe trzepando jak próbowała szmuglować torebki Chanel z Hong Kongu... i na do widzenia wpisali ja na black-listę do trzepania przez 3 kolejne lata:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz