Głęboki wdech i od poczatku: wszystkie znaki na niebie wskazują, że moje korpo zrelokuje mnie i mojego szanownego małżonka z Seulu do Szanghaju w 2016 roku. No więc przy okazji postanowień noworocznych mąż sobie przypomniał, że przysługuje mu nadal 60h kursu językowego w ramach mojego kontraktu i chciałby to wykorzystać na naukę chińskiego. No to piszę do HR o zorganizowanie tego.
W odpowiedzi dostaję, że ponieważ nadal siedzimy w Korei to zgodnie z jakaś magiczną niepisaną regułą przysługuje mojemu mężowi tylko koreański albo angielski.
Ehhhh, ok, niech będzie ten angielski skoro zaraz mamy wyjeżdżać z tej Korei i jak wieczorem stwierdziliśmy NIGDY do niej nie wrócić.
Za chwilę dostaję maila "Czy możesz podać uzasadnienie dlaczego akurat angielski?"
...
Ja rozumiem, że z moim meżem mogą się jeszcze dygać, ale z przyznaniem lekcji chińskiego dla mnie już nie powinni. W końcu już teraz pracuję formalnie z Chińczykami, mimo, że jeszcze nie przeprowadzilam się do Chin. A jednak! Koreańczycy są bardzo kreatywni - tworzą problemy! I w dodatku angażują w to całą grupę, bo przecież nikt nie jest w stanie podjąć żadnej decyzji indywidualnie. Także case mojego kursu chińskiego zajął cały dział HR łącznie z dyrektorem na dobre pół dnia...
Panie i panowie, jest 6 stycznia i wyglada na to, ze mamy nie tylko zwyciezce na absurd tygodnia ale rowniez na absurd roku 2016!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz