wtorek, 26 stycznia 2016

Poufność informacji w Korei

Kolega z pracy męża, Amerykanin, ktory uczy pracownikow angielskiego, ma zamiar wrocic do Stanów za pół roku i zajac sie czyms innym (choc z uczenia Koreanczykow angielskiego w Stanach mozna calkiem ładnie żyć... W koncu kazdy wzglednie zamożny koreanski rodzic wysyla dziecko po liceum na pół roku do USA/Kanady lub Australii zeby podszkolic angielski, po czym oni siedza tam w swoich koreanskich gettach i gadają tylko po koreańsku)

Anyways, mąż sie pyta: ile osób z pracy juz wie o Twoim planie?
Justin: Wczoraj powiedzialem dwóm osobom, wiec dzisiaj już pewnie wszyscy.

So true...

niedziela, 24 stycznia 2016

Japońska korekta

Jeden Japończyk musiał wprowadzić małą korektę w jednym ważnym raporcie i pisze tak:


"I am terribly sorry for you all about the last minutes modification and I do appreciate it if you accept my deepest apology for any inconvenience caused."


Pewien wskaźnik zmienił się nie o 0,2% tylko o 0,09%, jakby ktoś się pytał...

CNY

CNY, czyli Chinese New Year - wyczekiwane przez wszystkich Chińczyków tak jak Boże Narodzenie przez Europejczyków. Do godziny 0 zostały jeszcze 2 tygodnie, ale już widać lekkie spowolnienie w biurze. Nikt się nie chce brać za duże tematy i wszyscy deklarują mega przyspieszenie po Chińskim Nowym Roku, tak jak my deklarujemy więcej ćwiczyć, a mniej jeść, palić i pić od 1 stycznia. Zabawne, że oni naprawdę liczą lata względem tego Chińskiego Nowego Roku. Paru niezależnym osobom powiedziałam, że planuję wrócić do Szanghaju na przełomie lutego/marca to oni "Aaaa, czyli już w przyszłym roku!"

Lunch po chińsku

Lunche biznesowe w Szanghaju mają swoją specyfikę... Już nie pamiętam, czy to opisywałam, jeśli tak to krótkie przypomnienie:

W każdym biurowcu jest przynajmniej jedno piętro przeznaczone na mega restauracje, która wygląda trochę jak sala bankietowa - krzesła mają białe fartuszki, stoły okrągłe na 6+ osób, na środku jest "lazy Suzy", czyli obracana tafla szkła, żeby każdy mógł wszystkiego popróbować. Każda restauracja specjalizuje się w potrawach z jednej prowincji chińskiej, co wcale nie zawęża wyboru potraw. Menu jak ksiażka telefoniczna ze zdjęciami. Jedna osoba dokonuje wyboru dań, które podawane są sukcesywnie. Selekcja im szersza tym lepsza - od żaby po żółwia, przy czym kolejność jest trochę losowa. Anna Lewandowska by się przekręciła;) Jak już następuje ten moment, że jest przestój w donoszeniu kolejnych dań, a Ty już pękasz w szwach, to oznacza to, że za chwilę wjadą jeszcze 3 syte dania i każde jest "very special" i każdego musisz spróbować.

Tyle ogółem, teraz szczegół. W piątek wyjątkowo nie poszliśmy w szerokim składzie, tylko w 4 osoby: ja, mój szef, jedna managerka i jeden manager, więc było zdecydowanie fajniej - dostaliśmy mały okrągły stolik i było każdego słychać. No i managerka zaczyna gadkę, że bardzo schudłam i świetnie wyglądam. Z kolei manager pogratulował mojemu szefowi awansu. No to co, to po piwku, nie? No to ja mówię, że moja nowa figura to dzięki wycięciu m.in. piwa z jadłospisu. Oj tam, oj tam - jest okazja, toast trzeba wznieść! (Godzina 12 w południe...)


sobota, 23 stycznia 2016

Zima w Szanghaju


W Seulu -15 stopni, w Szanghaju kolo zera. Gdzie chlodniej? W Szanghaju! Wilgotnosc 60% sprawia, ze chlod przeszywa do kosci. W dodatku w moim fancy hotelu jedyna metoda ogrzewania bylo wlaczenie klimy na 30st (czytaj gorace powietrze parzy czolo a w stopy nadal zimno). Takze musialam zrezygnowac z wieczornej eksploracji dzielnicy French Concession na konto wieczornej sauny i jacuzzi. Z takim widokiem:
Biedna ja!

czwartek, 21 stycznia 2016

Big data w Chinach

Jeden z chińskich IT gigantów dogadał się z moim chińskim oddziałem tak: "Wyślemy Wam swoich data scientistów, niech pogadają z waszymi i może coś się z tego urodzi". Bez prawniczych batalii i  kontraktów z miliardem klauzul o ochronie danych osobowych. W Europie takie rzeczy się nie dzieją...

Fakt, tutaj nikt się nie przejmuje ochroną danych osobowych. Baidu, czyli taki chiński Google, robi tak, że jak chcesz ściągnąć jakieś dane z internetu albo skorzystać z jakiejś bardziej wyrafinowanej usługi search, to musisz się zalogować i podać telefon. Także potem mają na tacy Twoją całą historię search zlinkowaną z Twoim telefonem i nie wahają się tego użyć.

WeChat z kolei to już w ogóle wie wszystko, bo jest nie tylko chińskim WhatsApp'em, ale również Facebookiem, Amazonem i Paypalem. Mają info o Twoich zakupach, zainteresowaniach i lokalizacji zlinkowaną z Twoim numerem telefonu, mailem, nazwiskiem i numerem buta (jeśli akurat skusiłaś się na promocje szpilek)

Jako data scientist uważam, że jest to mistrzostwo świata. Jako przyszły rezydent Chin, boję się.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Z +30st do -10st.C

Nasz czas w raju sie skonczyl, trzeba bylo wracac do Korei, z plus 30 stopni do -10 stopni, ałłł!:/

Filipiny nas żegnały pieknym sloncem. Trasa 100km z Andy na lotnisko w Tagbilaran okazala sie byc przepiekna w sloncu! Na poczatku jechalismy przez wioski i mijalismy dzieci maszerujace do szkoly w kolorowych mundurkach...

Potem bylo jakies 80km wzdluz morza - po lewej morze, po prawej las palm i bananowcow. Czasem jakies pola ryzowa dla odmiany. Cudne widoki. Gdyby nie widmo spoznienia na samolot (i przy okazji smierci z rąk mojego męża) zatrzymywalabym sie co chwile na robienie zdjec.




Najlepsze jest to, ze to byla ta sama trasa, ktora niezle przeklinalam jeszcze 3 dni temu - tyle, ze wtedy bylo pochmurno i byla sobota rano. Wyglada na to, ze w sobote rano wszyscy Boholczycy jada do cioci na imieniny i zamiast kurczaka na obiad chca przywiezc martwego motocykliste na swoim zderzaku...

Anyways, jak to mowi kolega z pracy meza, picie alkoholu to pożyczanie szczescia z nastepnego dnia. Tu bylo troche odwrotnie, podroz powrotna byla tak przyjemna bo odpokutowalismy swoje 3 dni wczesniej. Nic w przyrodzie nie ginie. I to do samego Seulu wszystko elegancko poszlo! Nawet nie odczulismy jakos specjalnie szoku temperaturowego.
Byl jedynie szok mentalny.
Wczoraj tak:

Dzis tak:



niedziela, 17 stycznia 2016

Wschody i zachody

Widzieliśmy już wiele pięknych zachodów słońca i kilka dobrych wschodów słońca. W naszym ultimate TOP 2 do tej pory był zachód z wyspy Coron (Palawan, Filipiny) i zachód z wioski Gerupuk (Lombok, Indonezja), które niniejszym zostały zdeklasowane przez wschód i zachód z Andy. Niech zdjęcia przemówią!

Kokosy i jeżowce

Anda jest jeszcze nieskażona turyzmem. Miejscowa ludność bardzo nam się przyglądała. Dzieci machały i krzyczały "hi!" albo "hello!" Po tym o dziwo nie następowała żadna szopka pt. "daj dolara". Trzy z pięciu razy, kiedy prosiliśmy lokalsów siedzących na plaży o zdjęcie kokosa z palmy (tak! tak to się robi na Filipinach^^) nikt nie chciał od nas przyjąć żadnych pieniędzy. Dla nas ten kokos to towar egzotyczny, plus sami byśmy nie wspięli po tej palmie, ale dla nich to już coś tak powszedniego, że absurdem byłoby brać pieniądze. Jakby tak na nasze przełożyć, staruszka zbierająca pokrzywy w lesie też by nie chciała pieniędzy za zerwanie jednej dodatkowej...

Drugim źródłem pożywienia to jeżowce morskie (sea urchins) Tak, to się je!
Jedliśmy to w Japonii, ale jakoś w głowach nam się nie mieściło, że można to samemu łowić i zjadać. Miejscowi to uwielbiają! Codziennie rano było widać mnóstwo osób spacerujących po kolana w wodzie i zbierających je do toreb. Tych kolczaków jest wiele rodzajów. Oni je rozpoznają, mają swoje preferencje, wiedzą które mają najlepsze ratio smaku do dotkliwości kłucia w ręce.


Te dziewczynki akurat się nas bardzo wstydziły, ale już inne nas chętnie poczęstowały jeżowcami. Generalnie rozłupuje się je maczetą na pół i wyjada się środek. Jak się zrobi to nieumiejętnie to jest bardzo gorzki/kwaśny smak. No więc napotkana dziewczynka na plaży chciała mi sama wyjąć środek i dać na dłoń. Ja wystawiam otwartą dłoń a ta "Go wash your hand first in the sea". Higiena przede wszystkim! Potem się mąż śmiał, że Filipinka w obdartych ciuchach mnie musi higieny uczyć... Ale słowo daje, coś oni mają z tą higieną! Przy finalnym otwieraniu kokosa, "czyścili" czubek noża poprzez wbicie go w świeżą łupinę kokosa. Raz też widziałam pana w podartych ciuchach, który mył zęby na plaży. Robił to co prawda palcem, ale miał pastę i mył je dość długo!


Wracając do jeżowców... w środku jest coś co przypomina drobną ikrę ułożoną w gwiazdę o 5 osiach symetrii. Po wybraniu, jest to porcja 1 czubatej łyżeczki. Pachnie jak ostryga. W zależności od rodzaju może być mniej lub bardziej słodka, ale generalnie poruszamy się w gamie smaków morskich:)


Podobno jeżowce są bardzo zdrowe. Mają dużo wit. A, C i wiele minerałów. Mogą być jedzone na surowe nawet przez kobiety w ciąży, bo nie zawierają żadnych patogenów.

Patrząc po uśmiechach lokalsów, chyba oni zdają sobie sprawę z tego, że mieszkają w raju. Biały piasek, turkusowa woda, słońce świeci, zdrowe jedzenie za darmo, na wyciągnięcie ręki w wodzie lub potrząśnięcie palmą. Wychowując się w takim miejscu, mielibyście ciąg, żeby wyjechać do zatłoczonej Manili na uniwersytet i potem pracować na openspace w jakimś korpo?

Plaża!

Proszsz, tu Wam zaznaczyłam gdzie jest wyspa Bohol:

Wyspa słynie z tzw. Chocolate Hills, które wyglądają tak:

No ładne, ładne, ale plaża czeka a opalenizna sama się nie zrobi! Więc olaliśmy te hillsy (zwłaszcza, że mieliśmy do nich 80km serpentynami) i skupiliśmy się na plaży Anda. W przewodniku opisano ją tak: "Empty white-sand beach, where peace and privacy are the order of the day. If you like to be surrounded by activity you might find Anda a little too chilled"

Dokładnie o to nam chodziło. Mieliśmy bardzo napięty plan na całe 2,5 dnia na miejscu. Robić NIC. Ledwo się wyrobiliśmy!;)

Tu pan mył kurę w morzu a nagi chłopczyk tańczył i śpiewał katolickie piosenki:)
 
Plaża ma generalnie 3km i jest faktycznie pusta! Biały piaseczek, turkusowa woda i palmy. Dokładnie jak w katalogach. Bardzo sporadzycznie jakiś mały hotelik/dom przy plaży, albo taka chatka rybacka:
Miejscówka idealna na AirBnB. Nic tylko wynająć od tego rybaka za 1$ dziennie i wpuszczać tam białych ludzi z pierwszego świata za miliony monet.