piątek, 26 września 2014

HRy w Korei

Bedac ekspatem w Azji codziennie przesuwam granice swojej "pierdole, wracam do Europy" strefy. Dzisiaj HRy jednak wyczerpaly  limit na caly tydzien.

W ramach kontraktu przysluguje mi 80h kursu jezykowego, co nie? No wiec podchodzi do mnie dziewczynka NIE z HRow i mowi, ze HRy chcialyby sie dowiedziec czy zamierzam zaczac sie uczyc. Taki mamy tu klimat, ze zeby cos zalatwic trzeba najpierw wyslac posrednika. Podobno bardzo niegrzecznie w Korei "zaatakowac" nieznana osobe bezposrednio lub telefonem, a juz wyslanie maila bez telefonicznego uprzedzenia to jest w ogole szczyt szczytow i gwarantowana porazka. But seriously, chlopaczek z HRow ktory odpowiada za komunikacje i rozwoj pracownikow wysyla do mnie dziewczynke, ktora liczy modele statystyczne?!

No wiec zainicjowalam spotkanie z HRami w tym temacie, jak bialy czlowiek w cywilizowanym kraju. Poinformowalam grzecznie, ze dziekuje za zainteresowanie, ale znalazlam sobie juz kurs, ktory mi odpowiada, zaplacilam i tu, prosze, jest faktura. Zaczelo sie...

Po pierwsze, dlaczego kurs 90h jak w kontrakcie jest 80h... Nie ma innych na rynku niz 90h ale dowiedzialam sie, ze chlopaczek spedzil pare dni na researchu, zeby znalezc jakis 80h, po czym poddal sie i chcial zaproponowac 80h lekcji prywatnych (5razy drozszych), zeby zmiescic sie w limicie godzinowym z mojego kontraktu i spalic przy tym budzet calego dzialu na reszte roku.

Po drugie, jak to zaplacilam z prywatnych  pieniedzy jak to trzeba z firmowych. Zwrot pieniedzy na moje konto wymagalby skomunikowania sie z dzialem ksiegowosci, co totalnie porazilo chlopca od komunikacji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz