niedziela, 7 września 2014

Gorzka lekcja japonskiego



Jak wychodzisz z japońskiego spotkania, na którym wydaje Ci sie ze ustaliliście nowe priorytety dla teamu i od teraz stare priorytety przestaja byc priorytetami, to masz racje… wydaje Ci sie.
Niniejszym przedstawiam fabule tej marnej sztuki w 3 aktach:

Akt 1: team upiera sie nad pewnymi priorytetami, ewidentnie nieoptymalnymi dla firmy. Wszelkie logiczne argumenty, aby zmienic te priorytety, maja taka moc sprawcza co groch rzucany o sciane. 
 Tlumaczenie: Szef szefow ustalil priorytety I czy sa optymalne czy nie team bedzie je wykonywal chocbys tu nam zatanczyla na stole.

Akt 2: Widzimy sie z szefem szefow. Team broni obecnych priorytetow tak zawziecie, ze szybko sie orientuje, kto je ustalil. Zmiekczam zatem komunikacje z “priorytety sa do dupy” na “sa ekstra, tyle ze okolicznosci przyrody sie zmienily I mozna rozwazyc pewne zmiany”. Po godzinie przeciagania liny ustalamy, ze “OK, sprobujmy”.

Akt 3: Kolejny dzien. Ustalam z teamem nowy plan akcji w zwiazku ze zmiana priorytetow. Po czym manager mowi “Nie, nie nie. Nasze priorytety to …” I tu nastepuje mantra sprzed 2 dni.

Kurtyna. Witamy w Japonii. Tu jakakolwiek zmiana powoduje fizyczny bol.
Japonczycy nie lubia konczyc spotkan bez konsensusu – przeciez nikt nie moze stracic twarzy. Wiec albo przyznali mi racje dla picu, a potem bylo japonskie spotkanie za moimi plecami, na ktorym wszystko odwrocili, albo mi sie cos przysnilo / robia ze mnie debila, albo haslo “OK, sprobujmy” to tajny japonski szyfr “Zrobie jak chce, i co mi pan zrobisz?!”

Teraz moge postapic po europejsku, czyli spisac formalne minutki ze spotkania i isc na noże przy ich egzekucji, albo po japonsku, czyli dac szanse japonskiemu zespolowi dowiezc wszystkie pirorytety – i stare i nowe – i to jeszcze przed ustalonym deadlinem. Rozwiazanie w kolejnym odcinku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz