wtorek, 9 września 2014

Chillout po japonsku

Jak powiedzialam w moim japonskim biurze, ze jade na 5 dni na Shikoku, to reakcja byla mniej wiecej taka, jakby jakis obcokrajowiec oznajmil mi, ze jedzie zwiedzac Plock. Jakbym miala 10 dni urlopowych w roku, to tez bym wolala pojechac na Okinawe niz do Plocka! Ale chlopaki ewidentnie sie nie znaja. Zakochalismy sie w Shikoku od pierwszego wejrzenia. Tutaj panuje chillout przez duze CH! Ci Japonczycy jakos bardziej wyluzowani, nie docieraja tu turysci, a juz na pewno nie "bialoskorzy". Jest dziwnie malo hoteli, chociaz natura, plaze, fale i pogoda nie ustepuja Okinawie (przynajmniej naszym wyobrazeniom o Okinawie...)

Mieszkamy w skromnej wiosce rybacko-surferskiej Shishikui. w skromnych tatami rooms, w skromnym pensjonaciku, ktory zupelnie nieoczekiwanie okazal sie miec prywatna plaże, kort tenisowy, dwa jacuzzi, a wyzywienie aspirujace do Michelin. Co rano budzi nas taki widok z okna:

Brzmi doskonale? Prawie:)

Pani prowadzaca pensjonat  wprowadza zolnierski dryl i to bez mydla. Na sniadanie mamy tylko godzinny slot od 8 do 9 rano. Jak dzisiaj pojawilismy sie o 8.55, to dostalismy upomnienie. Na kolacje mamy z kolei tylko pol-godzinny slot od 18.30 do 19.00 i po porannych uwagach pani jestesmy punktualnie o 18.30.00 czasu atomowego. Co oznacza, ze od 17.00 juz zaczynamy kontrolowac zegarki...

Raz weszlam jedna noga odziana w but na parkiet w recepcji, to pani tak syknela, jak ja widzac moje kolezanki w szpilkach zamierzajace wejsc na moj piekny parkiet w mieszkaniu w Warszawie. "I'm sorry, Japanese style..." Juz nie wspomne jakie oczy zrobila jak mąż raz wszedl do jadalni na bosaka, tyle ze prosto z plaży". Europejczycy robia takie oczy, jak zobacza, ze ktos myje zeby ich szczoteczka...

No, tak wyglada chillout po japonsku:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz