wtorek, 11 sierpnia 2015

Mani pedi

Kontynuacja challenge'u upiększania się przed urlopem. Niezrażona fatalnym fryzjerem pobiegłam do koreańskiej manicurzystki. Generalnie myślałam, ze tego nie da się spierdolić i w przeciwieństwie do włosów, łatwo wrócić do punktu zero.

Siadam śmiało na fotelu, pani zamiast próbnika kolorów podaje mi tableta. No tak, technologia bejbe. I takie mam opcje do wyboru:

Interesting. A ja myślałam, ze ten mój neonowo-zielony pedicure z zeszłych wakacji lamie konwenanse i niszczy budynki. 

Poprosiłam o jeden kolor, bez żadnych świecidełek, czując się już totalnie jak przewodnicząca kółka różańcowego wśród tych wszystkich trendy Koreanek, a pani sie zabiera za moje stopy narzędziami bez dezynfekcji (!!!) opanowałam panikę i poprosiłam ładnie o dezynfekcje. Pani popatrzyła na mnie jak na trędowatą...

Masakra. W Chinach normy światowe w dziedzinie mani-pedi, a w Korei ciemnogród. I niech se przyklejają te brylanty i pokazują kolory lakierów na tabletach - jeszcze parę pokoleń musi upłynąć, żeby doszli do "naszego" poziomu cywilizacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz