czwartek, 5 lutego 2015

Chiński tranzyt


Ostatnio trochę się zasiedziałam pracowniczo w Korei i jak już trochę zaczęłam tęsknić za moim gangsterskim życiem w cyrku obwoźnym, to mi firma taką petardę zafundowała, że chyba przebiłam mojego szefa, który kiedyś pojechał z Europy do Stanów dwa razy... w ciągu jednego tygodnia.

Otóż w piątek wieczorem w zeszłym tygodniu dowiedziałam się, że w tym tygodniu jest jakiś ważny meeting u chińskiego regulatora i warto wystawić w reprezentacji „białą twarz”, najlepiej ze zmarszczkami, siwymi włosami i tytułem doktora. Mój europejski szef zaskakująco nie mógł wcisnąć spontanicznej wizyty w Chinach w swój i tak już zapchany kalendarz, więc postanowił wysłać stacjonującą w Azji drugą „białą twarz”, full stop. Bez zmarszczek, siwych włosów i tytułu doktora. Zgadnijcie o kim mowa (jak ktoś powie, że mam zmarszczki to obiję mordę!)

No więc w poniedziałek przystąpiłam do kupowania biletów. Ponieważ nie miałam ważnej wizy do Chin i wyrobienie nowej trwa 5 dni to postanowiliśmy zastosować chytry plan B, czyli 72h wiza tranzytowa. Plan początkowy zakładał połączenie: Seul-Pekin, gdzie miał być meeting, potem szybki przeskok do Szanghaju, żeby przy okazji spotkać się z lokalnym teamem skoro ju i tak jadę do tych Chin (co tam, że lot z Pekinu do Szanghaju trwa tyle samo co z Seulu do Szanghaju) i potem powrót do Seulu i to wszystko w 72h. Plan doskonały.

Pod koniec poniedziałku (a miałam wylecieć we wtorek przyp. red.) moja agencja rezerwująca bilety skumała się, że taki plan jednak nie podchodzi pod wizę tranzytową. Muszę być w rzeczywistym tranzycie, czyli nie mogę wrócić do Korei z Chin, tylko muszę jechać do trzeciego kraju. Ba, nawet nie mogę skoczyć bezpośrednio z Pekinu do Szanghaju. Muszę najpierw wylecieć z Pekinu za granicę. Bardzo chciałam, żeby mój tranzyt wypadł przez Malediwy, ale w końcu staneło na HongKongu. Trasa Seul-Pekin-HongKong-Szanghaj-Seul w 3 doby. Yay! 

Piszę maila do chińskiego zespołu o tym szalonym planie i pytam czy im konweniuje jeśli przyjadę do nich na jedno popołudnie i jeden poranek. Dostałam odpowiedź, że to będzie straszna udręka dla mnie i może lepiej odpuścić tym razem, co po chińsku może oznaczać 2 rzeczy:
- Tak Cię kochamy, że Twój komfort jest dla nas najważniejszy i nie chcemy Cię zamęczyć
- Maleńka, za tydzień jest Chiński Nowy Rok, trzeba pozamykać wszystkie zaległe tematy i w związku z tym mamy taki zapierdol, że może lepiej nie dodawaj nam atrakcji swoim przyjazdem

No więc odpuściłam. Robię jedynie trasę Seul-Pekin-HongKong-Seul w ciągu niecałych dwóch dób – pełen chill-out po prostu. O Pekinie i HongKongu będą osobne wpisy, nie martwcie się:) Kończę, bo ląduję już w Seulu i pani stewardessa już mnie dwa razy upominała, żeby zamknąć laptopa. Nota bene niezłe te linie Cathay Pacific!

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe a z tym Hong Kongiem. Niby Chiny a jednak ten dosc pragmatyczny sposob z trazytowymi wizami zrobili i trzymaja. Ty masz chyba prawo byc w HK 90 dni bez wizy....czy nie ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie gramatycznie mi to wyszlo wiec musze sie powtorzyc. To jak piszesz "obicie mordy" to tam tez chyba musi byc nie bardzo legalne. Czy nie lepiej "zaczajic w truskawe".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre!!! Choc nie tak dobre jak "zapierdalac jak dzika swinia w kapielowkach"

      Usuń