Ostatnio trochę się zasiedziałam pracowniczo w Korei i
jak już trochę zaczęłam tęsknić za moim gangsterskim życiem w cyrku obwoźnym,
to mi firma taką petardę zafundowała, że chyba przebiłam mojego szefa, który
kiedyś pojechał z Europy do Stanów dwa razy... w ciągu jednego tygodnia.
Otóż w piątek wieczorem w zeszłym tygodniu
dowiedziałam się, że w tym tygodniu jest jakiś ważny meeting u chińskiego
regulatora i warto wystawić w reprezentacji „białą twarz”, najlepiej ze
zmarszczkami, siwymi włosami i tytułem doktora. Mój europejski szef zaskakująco
nie mógł wcisnąć spontanicznej wizyty w Chinach w swój i tak już zapchany
kalendarz, więc postanowił wysłać stacjonującą w Azji drugą „białą twarz”, full
stop. Bez zmarszczek, siwych włosów i tytułu doktora. Zgadnijcie o kim mowa
(jak ktoś powie, że mam zmarszczki to obiję mordę!)
No więc w poniedziałek przystąpiłam do kupowania
biletów. Ponieważ nie miałam ważnej wizy do Chin i wyrobienie nowej trwa 5 dni
to postanowiliśmy zastosować chytry plan B, czyli 72h wiza tranzytowa. Plan
początkowy zakładał połączenie: Seul-Pekin, gdzie miał być meeting, potem
szybki przeskok do Szanghaju, żeby przy okazji spotkać się z lokalnym teamem
skoro ju i tak jadę do tych Chin (co tam, że lot z Pekinu do Szanghaju trwa
tyle samo co z Seulu do Szanghaju) i potem powrót do Seulu i to wszystko w 72h.
Plan doskonały.
Pod koniec poniedziałku (a miałam wylecieć we wtorek przyp. red.) moja agencja rezerwująca
bilety skumała się, że taki plan jednak nie podchodzi pod wizę tranzytową.
Muszę być w rzeczywistym tranzycie, czyli nie mogę wrócić do Korei z Chin,
tylko muszę jechać do trzeciego kraju. Ba, nawet nie mogę skoczyć bezpośrednio
z Pekinu do Szanghaju. Muszę najpierw wylecieć z Pekinu za granicę. Bardzo
chciałam, żeby mój tranzyt wypadł przez Malediwy, ale w końcu staneło na
HongKongu. Trasa Seul-Pekin-HongKong-Szanghaj-Seul w 3 doby. Yay!
Piszę maila do chińskiego zespołu o tym szalonym
planie i pytam czy im konweniuje jeśli przyjadę do nich na jedno popołudnie i
jeden poranek. Dostałam odpowiedź, że to będzie straszna udręka dla mnie i może
lepiej odpuścić tym razem, co po chińsku może oznaczać 2 rzeczy:
- Tak Cię kochamy, że Twój komfort jest dla nas
najważniejszy i nie chcemy Cię zamęczyć
- Maleńka, za tydzień jest Chiński Nowy Rok, trzeba
pozamykać wszystkie zaległe tematy i w związku z tym mamy taki zapierdol, że
może lepiej nie dodawaj nam atrakcji swoim przyjazdem
No więc odpuściłam. Robię jedynie trasę
Seul-Pekin-HongKong-Seul w ciągu niecałych dwóch dób – pełen chill-out po
prostu. O Pekinie i HongKongu będą osobne wpisy, nie martwcie
się:) Kończę, bo ląduję już w Seulu i pani stewardessa już mnie dwa razy
upominała, żeby zamknąć laptopa. Nota bene niezłe te linie Cathay Pacific!
Bardzo ciekawe a z tym Hong Kongiem. Niby Chiny a jednak ten dosc pragmatyczny sposob z trazytowymi wizami zrobili i trzymaja. Ty masz chyba prawo byc w HK 90 dni bez wizy....czy nie ?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie gramatycznie mi to wyszlo wiec musze sie powtorzyc. To jak piszesz "obicie mordy" to tam tez chyba musi byc nie bardzo legalne. Czy nie lepiej "zaczajic w truskawe".
OdpowiedzUsuńDobre!!! Choc nie tak dobre jak "zapierdalac jak dzika swinia w kapielowkach"
Usuń