Mój francuski szef mieszkający w Seulu jedzie windą w swoim bloku i dosiada się sąsiad Koreańczyk ze swoją dwuletnią córką. Sąsiad mówi pięknie po angielsku, musiał studiować długo za granicą. I co robi? Kładzie rękę na głowie córeczki i siłą zmusza ją do ukłonu.
I jak od tej córki potem wymagać w pracy, żeby śmiało podniosła rękę na spotkaniu jak starszy kolega mówi głupoty lub żeby challengowała swojego szefa-debila.
Moja firma robiła wysiłki, żeby wysyłać Koreańczyków na misje do Francji, żeby trochę poodychali innym powietrzem biurowym, zobaczyli, że nie zgodzenie się z szefem nie kończy się ścięciem głowy. I faktycznie, otwierają im sie oczy, we Francji zaczynają krytykować Koreę za nadgodziny, brak inicjatywy, pasywność pracownikow itd, po czym jak wracają do Korei to znowu wtapiają się w środowisko. Presja społeczna jest za duża, żeby się wychylić zza tego koreańskiego paździeża...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz