Znalezlismy koreanskiego pana instruktora mowiacego po angielsku. Okazalo sie, ze pan zostal adoptowany przez amerykanska pare i wychowal sie cale zycie w Stanach, przyjechal pare lat temu poznac kraj swojego etnicznego pochodzenia i zostal na dobre. Takze gorzej mu szlo w zasadzie po koreansku niz po angielsku:) Anyways, wyposazyl nas elegancko w sprzet, zrobil intro teoretycznr i ruszylismy w gory.
Na pierwszy ogien poszlismy na granitowy slab - czyli niemal pionowa skale bez szczegolnych wypustek i chwytow. Wspiecie na nia wydawalo mi zaprzeczeniem prawom fizyki, ale z fizyki nigdy nie bylam dobra, wiec podjelam probe. Magia! Gumowa podeszwa butow wspinaczkowych dzialala jak klej! Dla laika wyglada to dosc niemozliwie, wiec mysle, ze jestesmy na miliardzie fotek Koreanczykow spacerujacych u podnoza gory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz