niedziela, 11 października 2015

Wietnam po raz drugi

O jakie zaleglosci na blogu! To wszystko przez to, że zrobilismy za duzo zdjec w Wietnamie i zabieramy sie do selekcji jak pies do jeża. Weź tu wybierz top 20 z 500. Nastepnym razem jedziemy z aparatem analogowych i kliszą 36 klatek.

Także relacja z Wietnamu będzie dawkowana powoli. Na dziś taki teaser z Hanoi przed pokazaniem fotek z Halong Bay:


To nasza druga wizyta w Hanoi w tym roku. Miło było przypomnieć sobie jak wspaniale smakuje kawa pita na plastikowym taboreciku z widokiem na ruch uliczny. A ruch uliczny w Hanoi jest naprawdę hipnotyzujący. Zasady jak w ławicy ryb - każda przeszkoda jest płynnie wymijana i nie spowalnia tempa całości. Włączenie się do ruchu z podporządkowanej następuje nie tylko bez kierunkowskazu, ale również bez rozejrzenia się na boki. Nikt się nie denerwuje, nikt nawet szczególnie nie trąbi, nie ma żadnych stłuczek. Impossible.

Jakkolwiek hipnotyzujący ten widok by nie był, permanentny szum skuterowych silniczków potrafi zmęczyć. Znaleźliśmy jedną uliczkę z ruchem pieszym, która jednocześnie była zagłębiem salonów masażu. Perfect. Hałas skuterów zastąpiono jednak wyciem do księżyca w rytmach wietnamskiego popu w wykonaniu dorabiających sobie licealistów, a nasz salon masażu, jak się okazało, nie miał dźwiękoszczelnych okien :/ Stwierdziliśmy, że zaraz zespół się zmęczy (ile można przecież tak wyć!) i będziemy mieć znowu ciszę. I faktycznie, zmęczyli się. W przerwie natomiast puścili wietnamskie techno-dicho i to dwa razy głośniej. Umc, umc, umc za oknem na jakieś 100 decybeli, jakieś orientalne plumkanie puszczone na pół decybela w salonie masażu i pani płynnie masująca nam plecki. Chyba nie przeżyłam większego kontrastu...


Kolejną absurdalną przygodą w Hanoi było załatwienie biletów na pociąg przez recepcję. Rezerwując hotel w Hanoi dostaje się od razu maila, że oni bardzo chętnie zarezerwują pociąg, taksówkę czy przejazd słoniem. Podczas majowej wizyty w Wietnamie bukowaliśmy bilety na pociąg przez recepcję hotelu, te ceny zawsze były śmieszne, więc i tym razem poszliśmy po najmniejszej linii oporu. No i miła pani recepcjonistka podaje nam bilety, które w miejscu ceny miały przyklejoną naklejkę "Please arrive 30 min before train departure time". No to ja bilecik pod światło i jest cenka oryginalna! 2 bilety powrotne do HaiPhong (2h jazdy) kosztowały w oryginale łącznie 11$, a pani z recepcji chciała 36$. No dobra, jakby sobie doliczyła 5$ za fatygę, to bym nie robiła szopki, ale 25$ to już była lekka przesada. No to zrobiłam awanti. Po dość chaotycznych negocjacjach pani zaoferowała, że scanceluje bilety. No spoko, poszliśmy na dworzec, kupiliśmy bilety za całe 11$, jeszcze pani w kasie mówiła elegancko po angielsku, trzeba było tak od razu. Wracamy do hotelu, a pani mówi, że rozmawiała z szefem i szef przeprasza i oferuje, że da nam discount za nocleg. Ekstra! Warunkiem było jednak scancelowanie rezerwacji na booking.com (ha! zagadka rozwiązana dlaczego ten hotel miał rating 9.4 - wszystkich problematycznych klientów przekupowal...Wietnam...) Z dużą satysfakcją bym ich obsmarowała w opinii na bookingu, ale OK, jestem w stanie zrezygnować z tej przyjemności za 20$:) Ponieważ doba hotelowa się dawno zaczęła, booking pisał, że hotel *może* pobrać całą kwotę z karty. Może... ale nie umie;) Oddali nam jakąś tam kasę w gotówce, a z karty do tej pory nic nie pobrali mimo, że minęły już 2 tygodnie. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, że hotel dopłaca do mojego pobytu. Przywileje gwiazdy rocka bez nękających paparazzi, takie rzeczy tylko w Wietnamie;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz