czwartek, 3 grudnia 2015

Zmiany, zmiany, zmiany

Pracuję już z tymi Japończykami niemal dwa lata i wydaje mi się, że zaczynam crackować ich system komunikacji.

"We made a big progress" - zaczeliśmy rozważać zrobienie pewnej zmiany, ale niczego jeszcze nie dotknęliśmy

"Thank you very much for your help" - maleńka, co Ty wiesz o naszym rynku...

"That's very interesting idea" - zapomnij

"Maybe it is possible" - wątpię

"Maybe it is not impossible" - nie ma opcji

Itd itp...

Odpaliłam sobie jakąś prezentację sprzed dwóch lat z listą moich propozycji zmian tu i ówdzie - wprowadzono do tej pory słownie zero. Nie wprowadzono też praktycznie żadnych zmian spoza tej listy.
To, że ta firma jeszcze nie upadła wynika tylko z tego, że każda japońska firma w mojej branży tak funkcjonuje. Nikt niczego nie zmienia, wszyscy mają zyski - jedni mniejsze drudzy większe i tyle. A jak zmienia to tylko o 0,05% nazywając to "drastic change".

Strach przed zmianą wynika w pewnym stopniu z szeregu kataklizmów, które mocno przeczołgały Japończyków. Jak tu cokolwiek planować, jak nie wiadomo czy nie będzie za chwilę mega trzęsienia ziemi albo bomby atomowej? 
Poza tym zmiana oznacza, że poprzedni stan był zły - czyli ktoś, kto ustanowił ten stan coś po drodze spierdolił i wprowadzając zmianę ta osoba automatycznie straci twarz.

Na ten przykład: przepchnięcie zmiany głupiej decyzji CEO sprzed 2 lat jest ultra niemożliwe. Prędzej firma pójdzie na dno niż ktoś podważy decyzję CEO. Także już się nauczyłam, że zanim zaproponuję zmianę muszę najpierw wybadać czy nie jest to w kontrze do decyzji jakiegoś ważnego Japończyka. Jeśli jest, należy odpuścić temat i tyle. Rok mi to zajęło. Drugi rok uczyłam się radzić sobie z frustracją z tym zwiazaną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz