wtorek, 15 grudnia 2015

Bułka przez bibułkę

Po tej misji w Azji powinnam dostać jakiś pas w ekwilibrystyce w ramach azjatyckiego zawiłego kontekstu kulturowego. Może nie od razu czarny, bo pewnie to wymaga poślubienia Azjaty, ale jakiś pas na pewno. Bo pasem pokręconej azjatyckiej mentalności dostaje po dupie codziennie.

Siedzę sobie dziś na spotkaniu z Koreańczykami i nieopatrznie zadałam pytanie menadżerowi zespołu, na które on odpowiedzi niestety nie znał. Niestety nikt z zespołu go nie wybronił, a że trochę go przyparłam do ściany, więc ten palnął totalną głupotę.

Jako, że ta informacja jest kluczowa dla mojego projektu, to muszę zapytać kogoś innego. Oczywiście w taki sposób, żeby ten pierwszy manager nie został skonfrontowany, bo utraci twarz. No to ustawiam spotkanie z innym managerem, który ma większą szansę znać się na temacie (niewiele większą, ale większą...) Oczywiście na osobności, a ten doprosił swojego dobrego kolegę - pierwszego managera. Great.

Wiłam się jak piskorz, żeby nie wyszło, że próbuje weryfikować to co mi powiedział pierwszy manager, ale było ciężko. Ten drugi manager nie wiedział o poprzednim spotkaniu i podał zupełnie inną wersję wydarzeń niż jego kolega, podając jeszcze konkretne dane na poparcie swoich tez. Pierwszy manager zrobił się cały czerwony z zakłopotania i złości. Myślę, że zajmie nam trochę odbudowanie relacji... Z Koreańczykiem 40+ jak z jajkiem.

Inna sytuacja z dzisiejszego dnia - tym razem z Japończykami.

Team globalny co miesiąc szykuje jeden raport dla Japończyków. Tym z kolei jedna rzecz w tym raporcie nie pasowała, więc zamiast to wyartykułować i poprosić team globalny o zmianę, to Ci postawili swój raport. No i mamy teraz 2 niemalże identyczne raporty. Oczywiście jest to totalnie nieefektywne.

Moją pierwszą ideą było zorganizowanie wideokonferencji z teamem globalnym i japońskim, żeby wybrać który chcemy kontynuować. Z czym tu się patyczkować! Mój mentor, Francuz żonaty z Japonką, doradził mi jednak, że to do niczego nie doprowadzi, bo team japoński w życiu nie wyartykułuje na głos, ze coś im się nie podoba w raporcie globalnym jak team globalny będzie w sali.

No, także jutro czeka mnie kolejne ćwiczenie gimnastyczne z naprowadzania Japończyka na wybór jednego z raportów w taki sposób, żeby nikt po drodze nie stracił twarzy i żeby nie było zero-jedynkowego porównywania obu raportów. Chyba pójdę po podwyżkę... albo do wariatkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz