Po dwóch dniach w Japonii wyskoczyłam na chwilę do Korei. A tu takie rzeczy się dzieją, że moja mała głowa nie może tego pomieścić.
No więc przyszedł ostatnio nowy menedżer do departamentu. Niestety bardzo koreański menedżer. Dowiedziałam się, że podczas mojej 2-tygodniowej nieobecności zorganizował już 3 wyjścia na służbową kolację. A na koreańskiej służbowej kolacji obecność obowiązkowa. Nie ma, że dziecko trzeba odebrać z przedszkola czy kurs angielskiego opłacony... W dodatku na kolacji pije się tyle alkoholu ile powie menedżer i kończy się kolację o godzinie, o której menedżer idzie do domu.
Ostatnio skończyli pić o 23.45 i dwie dziewuszki z zespołu mieszkające 2 godziny drogi od Seulu nie miały już jak wrócić do domu. Jednak w swojej koreańskości nie mogły przecież wstać i powiedzieć, że muszą uciekać, bo ostatni pociąg im ucieknie. Nie powiedziały ani słowa i nocowały w saunie 24h (podobno jest ich dużo w Seulu na właśnie takie potrzeby). Rano pomaszerowały do pracy na godz. 9.00 w tych samych ubraniach...
Brak słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz