Seul z 30-tego pietra:
wtorek, 15 lipca 2014
sobota, 12 lipca 2014
Taxi 17
Nie zgine w zadnym trzesieniu ziemi. Nie zgine w tsunami. Nie zgine w tajfunie. Zgine kurwa w pomaranczowej koreanskiej taksowce. Need for speed na zywo.
Shiatsu
Jest jeszcze jedna zaleta lotniska Haneda w Tokio (kocham Hanede!) Jest tam sobie studio masazu shiatsu. 20min ugniatania mojego ciala jak ciasto i oto jestem gotowa na kontynuacje challenge'u w Korei!
Czas japonski
Juz pisalam, ze dla Japonczykow przekroczenie obiecanego deadline'u to harakiri, co nie?
Wczoraj wieczorkiem sobie zamowilam room service. Mila pani w telefonie zapowiedziala, ze moja salatka bedzie gotowa za 20-30min. Zajebiscie! Zdaze wziac kapiel!
Po 5 min, jak juz lezalam rozkosznie w wannie, slysze dzwonek do drzwi... Chrystusie, czy Ci ludzie musza byc zawsze przed czasem?!
Steczek
Moi przyjaciele umawiaja sie na steczka w Butchery&Wine w Warszawie i sa na tyle wspanialomyslni, zeby dolaczyc mnie do korespondencji i mnie tylko rozdraznic, ze mnie ominie ta przyjemnosc... Ale ale... przeciez jestem w Japonii, krainy mlekiem i Kobe plynacej! Proszsz paczec i zazdroscic!
Schabowy
W Korei jest tyle wyrafinowania w lokalnej kuchni co w kotlecie schabowym. Ale nie schabowym japonskim! Tonkatsu sie to nazywa, przypomina naszego polskiego schabowego, tyle ze jest jakies 100 razy lepszy: miesko sie rozplywa w ustach, panierka chrupiaca , do tego gesty sos sojowy ze swiezo zmielonym sezamem.
Tajfun
No i nie bylo tego tajfuna z Okinawy... Na razie japonskie katastrofy naturalne vs ja jest 0:1.
Podczas gdy cala koreanska zaloga mnie przekonywala, zeby przebukowac bilet i pracowac z Japonia na dystans, to Japonczycy jakos szczegolnie sie tym calym tajfunem nie przejmowali. Cytujac japonska asystentke: you know, it's natural!
Taaa... Naturalna katastrofa naturalna.
środa, 9 lipca 2014
Temat rzeka
Spacery wzdluz rzeki to moja ulubiona forma relaksu w Seulu rowniez w tygodniu. Wieje przyjemny wiaterek, jest woda, przestrzen i troche zieleni. Na chwile mozna zapomniec, ze to Seul...
wtorek, 8 lipca 2014
Bank
Firma łaskawie mnie poprosiła o założenie konta w koreańskim banku, żebym mogła łaskawie odebrać te swoje miliony 25-tego każdego miesiąca (miliony koreańskich wonów niestety a nie brytyjskich funtów...) . Mam taki red carpet treatment, że dostałam nawet od firmy usługę pomocy agencji przy wyrabianiu konta. Pomoc ta okazała się niezbędna, bo pani w banku oczywiście nie mówiła po angielsku, mimo, że wybrany bank chwali się rewelacyjną obsługą dla ekspatów.
Podsunięto mi pod nos jakieś 0,5 kg formularzy do wypełnienia/podpisania. Oczywiście wszystko po koreańsku. Jak już przebrnęłam przez ten milion stron, to pani się skumała, że Kinga to jednak nie jest nazwisko i kazała wszystko podpisywać od nowa, żeby było w poprawnej koreańskiej kolejności: nazwisko, a potem imię. W jednym miejscu kazano mi się nawet podpisać w znakach koreańskich. Mam nadzieję, że to było na serio moje imię i nazwisko a nie "kurczak 3,5zł"...
Podsunięto mi pod nos jakieś 0,5 kg formularzy do wypełnienia/podpisania. Oczywiście wszystko po koreańsku. Jak już przebrnęłam przez ten milion stron, to pani się skumała, że Kinga to jednak nie jest nazwisko i kazała wszystko podpisywać od nowa, żeby było w poprawnej koreańskiej kolejności: nazwisko, a potem imię. W jednym miejscu kazano mi się nawet podpisać w znakach koreańskich. Mam nadzieję, że to było na serio moje imię i nazwisko a nie "kurczak 3,5zł"...
niedziela, 6 lipca 2014
Nasi tu byli...
Po Żubrówce w Japonii, namierzylam plyn do demakijazu polskiej firmy Bielenda w Korei.
Jeszcze wodke rozumiem, ale po co wiezc przecietny kosmetyk do kraju plynacego specyfikami upiekszajacymi przedniej masci?
Jeszcze wodke rozumiem, ale po co wiezc przecietny kosmetyk do kraju plynacego specyfikami upiekszajacymi przedniej masci?
Lazy Sunday nad rzeką Han
Parę stop-klatek z dlugiego spaceru wzdluz rzeki w Seulu:
Na powyzszym obrazku załączono dwa wazne aspekty mentalnosci Koreanczykow:
1) Jak sprzet sportowy to po maksie pro i od czubka glowy do palcow u stop. Moj maz, ktory bylby w stanie oddac mnie za pare rowerow Cannondale z wlokna weglowego, nie mogl sie przestac ogladac za wszystkimi rowerami...
2) Nie ma pikniku bez namiotu. Podejrzewam, ze jest to lobby Koreanek, ktore unikaja slonca w takim stopniu jak ja cienia.
Na powyzszym obrazku z kolei widzimy watahe dzianych Koreanczykow, ktorzy niedzielne popoludnia spedzaja smigajac w te i na zad po rzece na skuterach. A tu prosze filmik:
A tu z kolei dzieci bawia sie w sztucznym, plytkim zalewie:
W tle biurowce wyspy biznesowej Yoeuido. To jest chyba jedyna dzielnica biznesowa swiata, ktora tetni zyciem podczas weekendow. Fajnie!
Na powyzszym obrazku załączono dwa wazne aspekty mentalnosci Koreanczykow:
1) Jak sprzet sportowy to po maksie pro i od czubka glowy do palcow u stop. Moj maz, ktory bylby w stanie oddac mnie za pare rowerow Cannondale z wlokna weglowego, nie mogl sie przestac ogladac za wszystkimi rowerami...
2) Nie ma pikniku bez namiotu. Podejrzewam, ze jest to lobby Koreanek, ktore unikaja slonca w takim stopniu jak ja cienia.
Na powyzszym obrazku z kolei widzimy watahe dzianych Koreanczykow, ktorzy niedzielne popoludnia spedzaja smigajac w te i na zad po rzece na skuterach. A tu prosze filmik:
A tu z kolei dzieci bawia sie w sztucznym, plytkim zalewie:
W tle biurowce wyspy biznesowej Yoeuido. To jest chyba jedyna dzielnica biznesowa swiata, ktora tetni zyciem podczas weekendow. Fajnie!
sobota, 5 lipca 2014
Śluby koreańskie
Koreanska kolezanka z pracy wychodzi za tydzien za maz. Dostalam piekne zaproszenie na slub, oczywiscie wszystko po koreansku... Ide do niej po przetlumaczenie zaproszenia + ogolne ploteczki przed-slubne typu "jaka sukienka? o jaka piekna!" a ta mi juz pokazuje zdjecia w bialej sukni ze swoim jeszcze-narzeczonym! Okazuje sie, ze w Korei sesje slubna robi sie przed slubem!!!
Sesja jest generalnie w stylu "zachodnim" - klasyczna biala dluga suknia i czarny garnitur, romantyczny plener, zachod slonca i takie tam. Suknie sie generalnie wypozycza na te okolicznosc i jest ich na sesji kilka...
A sama ceremonia slubna odbywa sie juz w strojach tradycyjnych, np. takich:
(Nie dziwne, ze dziewczyny sobie organizuja sesje w "zachodnich" sukniach, co nie?:))
Ceremonia ma miejsce w kosciele w godzinach poludniowych, potem szybki lunch dla wybranych gosci i z banki. Nie ma zadnego chlania do rana - moze to juz zbyt spowszednialo Koreanczykom, skoro przecietna kolacja sluzbowa w tygodniu konczy sie jak polskie wesele w wersji mikro.
Sesja jest generalnie w stylu "zachodnim" - klasyczna biala dluga suknia i czarny garnitur, romantyczny plener, zachod slonca i takie tam. Suknie sie generalnie wypozycza na te okolicznosc i jest ich na sesji kilka...
A sama ceremonia slubna odbywa sie juz w strojach tradycyjnych, np. takich:
(Nie dziwne, ze dziewczyny sobie organizuja sesje w "zachodnich" sukniach, co nie?:))
Ceremonia ma miejsce w kosciele w godzinach poludniowych, potem szybki lunch dla wybranych gosci i z banki. Nie ma zadnego chlania do rana - moze to juz zbyt spowszednialo Koreanczykom, skoro przecietna kolacja sluzbowa w tygodniu konczy sie jak polskie wesele w wersji mikro.
czwartek, 3 lipca 2014
Instytucja menedżera w Korei
Po dwóch dniach w Japonii wyskoczyłam na chwilę do Korei. A tu takie rzeczy się dzieją, że moja mała głowa nie może tego pomieścić.
No więc przyszedł ostatnio nowy menedżer do departamentu. Niestety bardzo koreański menedżer. Dowiedziałam się, że podczas mojej 2-tygodniowej nieobecności zorganizował już 3 wyjścia na służbową kolację. A na koreańskiej służbowej kolacji obecność obowiązkowa. Nie ma, że dziecko trzeba odebrać z przedszkola czy kurs angielskiego opłacony... W dodatku na kolacji pije się tyle alkoholu ile powie menedżer i kończy się kolację o godzinie, o której menedżer idzie do domu.
Ostatnio skończyli pić o 23.45 i dwie dziewuszki z zespołu mieszkające 2 godziny drogi od Seulu nie miały już jak wrócić do domu. Jednak w swojej koreańskości nie mogły przecież wstać i powiedzieć, że muszą uciekać, bo ostatni pociąg im ucieknie. Nie powiedziały ani słowa i nocowały w saunie 24h (podobno jest ich dużo w Seulu na właśnie takie potrzeby). Rano pomaszerowały do pracy na godz. 9.00 w tych samych ubraniach...
Brak słów.
No więc przyszedł ostatnio nowy menedżer do departamentu. Niestety bardzo koreański menedżer. Dowiedziałam się, że podczas mojej 2-tygodniowej nieobecności zorganizował już 3 wyjścia na służbową kolację. A na koreańskiej służbowej kolacji obecność obowiązkowa. Nie ma, że dziecko trzeba odebrać z przedszkola czy kurs angielskiego opłacony... W dodatku na kolacji pije się tyle alkoholu ile powie menedżer i kończy się kolację o godzinie, o której menedżer idzie do domu.
Ostatnio skończyli pić o 23.45 i dwie dziewuszki z zespołu mieszkające 2 godziny drogi od Seulu nie miały już jak wrócić do domu. Jednak w swojej koreańskości nie mogły przecież wstać i powiedzieć, że muszą uciekać, bo ostatni pociąg im ucieknie. Nie powiedziały ani słowa i nocowały w saunie 24h (podobno jest ich dużo w Seulu na właśnie takie potrzeby). Rano pomaszerowały do pracy na godz. 9.00 w tych samych ubraniach...
Brak słów.
wtorek, 1 lipca 2014
Instytucja deadline'u w Japonii
Na początku każdej mojej wizyty w danym kraju mamy spotkanie na którym ustalamy sobie co mamy do zrobienia, na kiedy i jak mogę im pomóc.
W Japonii to spotkanie jest zawsze bardzo stresogenne dla całego team'u. Na słowo "deadline" wszystkim Japończykom zaczynają się trząść ręcę, a twarze bledną. Ale jak już przejdziemy te chwile grozy i chłopaki się zobowiążą do deadline'ów, to dowożą 3 dni przed (w przeciwnym wypadku podobno następuje harakiri) Miła odmiana po pracy w Hiszpanii:)
Wracając do samego spotkania... dzisiaj zastosowałam mały eksperyment. Zamiast przedstawiać na raz "docelowy cel" i użerać się pół godziny, żeby wydusić z nich jakiś termin, pokroiłam ten wielki cel i podawałam po kolei w małych porcjach, prosząc za każdym razem o estymację czasu wykonania - w wolnym tłumaczeniu - "tego małego zadania - no przecież mamy wszystkie dane, wystarczy usiąść i policzyć. no 5 minut roboty max". Magia! Udało mi się utrzymać atmosferę zen, nikomu nie zatrzęsła się ręka, a na koniec mieliśmy piękny timeline na najbliższe 3 tygodnie. Można? Można.
W Japonii to spotkanie jest zawsze bardzo stresogenne dla całego team'u. Na słowo "deadline" wszystkim Japończykom zaczynają się trząść ręcę, a twarze bledną. Ale jak już przejdziemy te chwile grozy i chłopaki się zobowiążą do deadline'ów, to dowożą 3 dni przed (w przeciwnym wypadku podobno następuje harakiri) Miła odmiana po pracy w Hiszpanii:)
Wracając do samego spotkania... dzisiaj zastosowałam mały eksperyment. Zamiast przedstawiać na raz "docelowy cel" i użerać się pół godziny, żeby wydusić z nich jakiś termin, pokroiłam ten wielki cel i podawałam po kolei w małych porcjach, prosząc za każdym razem o estymację czasu wykonania - w wolnym tłumaczeniu - "tego małego zadania - no przecież mamy wszystkie dane, wystarczy usiąść i policzyć. no 5 minut roboty max". Magia! Udało mi się utrzymać atmosferę zen, nikomu nie zatrzęsła się ręka, a na koniec mieliśmy piękny timeline na najbliższe 3 tygodnie. Można? Można.
Przerwa w nadawaniu
Nie było mnie tydzień - znowu przerwa na przypomnienie sobie jak wygląda mój mąż.
Jest pewien kontrast jak robi się call'e z Koreą i Japonią z piżamy w Warszawie.
Parę stop-klatek na pamiątkę:
Jest pewien kontrast jak robi się call'e z Koreą i Japonią z piżamy w Warszawie.
Parę stop-klatek na pamiątkę:
Mój mąż zawstydził Pawłową...
Pare refleksji:
1) kocham Warszawe wiosna i latem
2) wining&dining czy tez zwykle chlanie na miescie jest smiesznie tanie w Warszawie (np. w porownaniu z takim Tokio...)
3) im cie mniej jest w Warszawie, tym czesciej sie spotykasz z przyjaciolmi
Subskrybuj:
Posty (Atom)