Garnitur ślubny mojego męża był szyty w Hong Kongu. Może dlatego to państwo-miasto wyobrażałam sobie jak jedną wielką sterylnie czystą dzielnicę biznesową z paradującymi przystojniakami metr 90 w idealnie skrojonych garniturach... Ale HK okazał się być w rzeczywistości zupełnie inny - trochę jak z mężem po ślubie (żartuję misu :*)
Kwintesencja HongKongu: najnowsze ferrari mija rozklekotaną taksówkę i double-decker'a. Dla ustalenia uwagi: w HK jest ruch lewostronny, ale tu na zdjęciu mamy ulicę jednokierunkową, więc nie ma ściemy.
W mieście gdzie spłachetek ziemi jest na wagę kopalni złota, a na
działce 100m^2 stawia się wieżowiec 50 pięter, grając na takim boisku
można poczuć się jak Ronaldo.
Stragany wszęęęęędzie, na których można kupić jeszcze ruszające się
krewetki, żywe kurczaki czy ogon woła (już nieruszający się...)
True urban jungle. "To co, może partyjka golfa na świeżym powietrzu? A chętnie, do zo na dachu."
Chyba minęły już czasy, kiedy najdroższe marki świata były najtańsze w HongKongu (impreza najwidoczniej przeniosła się do Seulu)) ale i tak łatwiej znaleźć butik haute-couture niż sklep spożywczy.
Hong Kong duck. Bardziej słodka od tej Beijing duck. Najbardziej smakuje w obskurnej knajpie, gdzie jedzą sami lokalsi.
Rodziny w HK spotykają się w niedzielę przy dim sum. Za takie dim sum mogę dać się adaptować rodzinie z Hong Kongu!
W niedziele ulice robią się kolorowe. Wszystkie Filipinki, jeżdżące na szmacie od poniedzialku do soboty mają wolne. Spotykają się, gadają, jedzą, tańczą, modlą się.
Jak już w parku zabraknie miejsca, to dziewczyny siadają na chodnikach, schodach, pod mostami. Wspaniałe i straszne zarazem.
A na plaży za miastem z kolei community hinduskie. Wszyscy obsypani różno-kolorowym pyłem.
"Pani kierowniczko, to złudzenie optyczne, będzie Pani zadowolona!", czyli jak z dziury w budynku zrobić zaletę. Wg feng shui dziura ma pozwalać przedostać się swobodnie smokom z gór do morza.
W przewodniku pisali, że Hong Kong zachwyca nie ważne czy to pierwsza czy pięćdziesiąta wizyta. To była moja druga (pierwsza wizyta była w lutym i trwała 10h, żeby się wydostać z Chin na wizie tranzytowej przyp. red.) i na pewno będzie jeszcze i trzecia i czwarta i piąta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz