poniedziałek, 9 marca 2015

Chinski desicion-making

Tym razem akcja dzieje sie w Szanghaju.
Ja i moj korpo-kolega tlumaczymy Chinczykom koncepcje pewnego nowatorskiego produktu, ktory doskonale przyjal sie w Korei i przyzwoicie dziala w Europie. Kolega nie dosc, ze marketingowiec to jeszcze Hiszpan, wiec G robil, C widzial, ale i tak powietrze Ci sprobuje sprzedac. Po swoim krotkim, mglistym 10 minutowymwstepie z duzym stezeniem korpo-bullshitu a la "brand value" czy "customer experience"(jakby dodal "big data" to bym juz naprawde puscila pawia), totalnie bez mydla wszedl z pytaniem "co myslicie o tym produkcie". I cisza. Po chwili tlumacz delikatnie zasugerowal, zebysmy przeszli do kolejnych slajdow. Ksiazkowy przyklad jak dziala decision-making w Azji.

Zaden Azjata nie wypowie swojej opinii na forum, a juz na bank jak jeszcze nie wie o co cho. Decyzje podejmuje grupa. Moj madry szef kazal mi celowo zawinac sie z Szanghaju dzien po spotkaniu, zeby dac im szanse przegadac caly material w swoim chinskim ogrodku i jesli juz to atakowac po raz drugi dopiero w przyszlym tygodniu. Eh, zaczynam sie czasem zastanawic czy Azjaci nie ustawiaja podobnych szopek w stosunku do nas. "Ej stary, ale ta mloda biala dupa sie przyjebala. Trzeba zrobic na nia jakas zasadzke..."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz