niedziela, 8 marca 2015

Dzień 365: akceptacja

Życie w Korei nie jest dla control-freaków.

Na ten przykład: do tej pory nie wiem, czy asystentka biurowa płaci czynsz z mojej pensji czy nie. Kazała przynosić sobie wszystkie faktury, które przychodzą do skrzynki. to jej przynoszę... Póki co gaz jeszcze dopływa.

Żeby skumać się w comiesięcznych rozliczeniach podatków, ubezpieczeń, emerytur z mojej pensji trzeba mieć doktorat z wyższej księgowości. Do tej pory nie wiem ile faktycznie zarabiam...

Albo inna sytuacja. Mieliśmy w budynku pralnię. Rozwiązanie doskonałe. W pewnym momencie pralnia się zamknęła. Z naszymi ciuchami wewnątrz. Na początku myśleliśmy, że właściciel zrobił sobie urlop, ale po dwóch tygodniach bez mojej ulubionej beżowej marynarki zaczęłam się trochę niepokoić. Okazało się jednak, że no problem, bo pan ze spożywczaka obok może oddać zaległe ciuchy.

Z kolei jak pewnego ranka zapytałam panią recepcjonistkę gdzie jest najbliższa pralnia, to ta mi wyszarpała z ręki tę siatę brudnych koszul mówiąc coś po koreańsku, a wieczorem jakiś pan przyniósł wszystko wyprane i pachnące do drzwi.

Cuda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz