czwartek, 19 marca 2015

Chinka manikurzystka

Mieszkam w Seulu a na manicure chodze w Szanghaju. Logiczne, nie?

No wiec taka sutuacja z ostatnich pazurkow. Pani Chinka bardzo byla ciekawa mojego zycia, a ze z angielskiego znala tylko nazwy kolorow lakierow do paznokci, to mialam przyjemnosc rozmawiac o zyciu i smierci uzywajac tych 1000 chinskich slow, ktore znalam jeszcze 5 lat temu. O dziwo poszlo nam calkiem niezle. Dowiedzialam sie tez paru rzeczy o pani.

No wiec pani ma 3 starsze siostry (co oznacza ze pochodzi z jakiejs totalnej wsi, gdzie dopuszcza sie posiadanie wiecej niz 1 dziecka az do pierwszego syna; ale po czwartej corce tatus sie chyba poddal)
Ma tez chlopaka, ktorego nie widziala 3 lata, bo sluzy w wojsku. 
Ze pracuje 6 dni w tygodniu, ale i tak ma dobrze, bo tylko 9-10h dziennie. No faktycznie w zgarbieniu, bez swiatla dziennego i w oparach zmywaczy i lakierow do paznokci, ale przeciez ma 10 dni wolnego w roku to wtedy sobie odpocznie i popatrzy na slonce. Cala rodzina i przyjaciele zostali w rodzinnym miescie, ale tu ma taka dobra praca i w ogole Szanghaj taki piekny.

True story. Ladna, mloda, rezolutna dziewczyna z promiennym usmiechem. Chinka manikurzystka moim coachem motywacyjnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz