Spotkaliśmy się w ten weekend z takim jednym Szwedem poznanym na kursie koreańskiego, który pracuje w firmie, która ma dwa oblicza: jedno to centrum handlowe a drugie to fundacja propagująca teatr w Korei, edukacje w Kambodży i rozwój dzieci z rodzin koreańsko-niekoreańskich. Bardzo ciekawa konstrukcja - centrum handlowe subwencjonuje fundacje, fundacja sprawia, że ludzie chętniej wydają pieniądze w centrum handlowym.
Anyways... te rodziny koreańsko-niekoreańskie to nie tylko małżeństwa Koreanek z expatami z Europy i Stanów. Okazuje się, że na prowincji Korei brakuje kobiet, wszystkie chętnie emigrują za lepszym życiem do dużych miast i starzy koreańscy kawalerowie jadą do Chin, Tajlandii, Wietnamu czy Kambodży, żeby znaleźć sobie partnerkę życia. W europejskich głowach od razu rysuje się scenariusz romantycznej historii jak to Koreańczyk poznaje Wietnamkę na szlaku górskim, zakochują się w sobie przy zachodzie słońca i jadą razem na koreańską wieś prowadzić swoje nowe sielskie życie. Rzeczywistość tymczasem wygląda tak, że Koreańczyk dogaduje się z jakaś rodziną chińską/tajską/wietnamską i wypożycza dożywotnio córkę za comiesięczny czynsz. O miłości nie ma mowy, jest tylko chłodna kalkulacja i ta młoda Chinka/Tajka/Wietnamka nie ma nic do powiedzenia. Aż ciężko uwierzyć, że takie rzeczy się dzieją w XXI wieku.
Fundacja tego naszego Szweda nie skupia się na poprawieniu sytuacji życiowej tej kobiety, bo tam już jest pozamiatane, tylko na nauczeniu dzieci z tego mieszanego małżeństwa szacunku do własnej matki i do samego siebie. Dzieci od małego widzą, że ojciec traktuje ich matkę jak niewolnicę i tylko narzeka, że musi wysyłać pieniądze jej rodzinie co miesiąc. Z kolei w szkole te dzieci są wyzywane przez czysto koreańskie dzieci od "mieszańców". Idea "czystej krwi" nadal jest głęboko zakorzeniona w Koreańczykach z prowincji. Nawet w Seulu zdarza się, że do mieszanej pary podchodzi jakaś stara Koreanka i tłumaczy tej biednej dziewczynie, że ma się nie wiązać z zagraniczniakiem bo zanieczyści wspaniały gatunek koreański.
Może i każdy ma tu smartphona, ale mentalnie jesteśmy jeszcze w epoce gołębi pocztowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz