Hokkaido - kraina piwem płynąca, gdzie fortuna nie kołem się toczy a skacze na nartach.
(tak, to było właśnie w Sapporo w 1972...)
Załączam poglądową mapkę, która pokazuje położenie Hokkaido względem Władywostoku - światowej stolicy mody futrzanej.
Generalnie oboje z mężem wolelibyśmy spędzić te parę dni na Filipinach, ale w naszych głowach ukuło się, ze te narty raz w roku muszą być i już. W zeszłym roku były okolice Nagano, w tym roku zdecydowaliśmy się na okolice Sapporo.
Plan na Hokkaido był następujący:
- piątek wieczorem - przylot do Sapporo i wypicie Sapporo w Sapporo
- sobota - mały road trip z przystankiem na lunch w Otaru, słynącego z najlepszych owoców morza
- niedziela - snowboard w Rusutsu
- poniedzialek, wtorek - snowboard w Niseko
- środa - powrót do Seulu
Wszystko by poszło zgodnie z planem, gdyby nie to, że w poniedziałek i wtorek Hokkaido nawiedziło jakiś tornado śnieżne i pozamykali wszystkie wyciągi w Niseko.
Biedna ta Japonia - wszystkie cyklony idą centralnie na Okinawe, po czym skręcają na Tokio lub idą łukiem na Hokkaido. Snapshot z windyty.com, jak już najgorsze było za nami (czyt. snieg przestał padać w poziomie)
Także był mały aneks do tego idealnego planu.
W poniedziałek pojechaliśmy zwiedzać fabrykę sera i whisky a we wtorek odkryliśmy nowy sport: snowshoeing! Yay!^^
Mimo, że nie pojeździliśmy za dużo na desce, wyjazd uważamy za całkowicie udany! Zobaczyliśmy trochę inną twarz Japonii plus przez te 5 dni zjedliśmy chyba więcej pysznego jedzenia niż przez całe życie... Wszystko będę sukcesywnie opisywać na blogu - stay tuned!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz