środa, 9 marca 2016

Rusutsu

Generalnie nastawialiśmy się na jeżdżenie w resorcie Niseko. Niseko w wolnym tłumaczeniu oznacza "puch" i to by się zgadzało. Jest tam podobno jakiś mikro klimat, który gwarantuje doskonałą jakość kopnego śniegu. Niestety o tej własności wiedzą również wszyscy Australijczycy, którzy tłumnie nawiedzają Japonię w sezonie narciarskim. W niedzielę natomiast jest inwazja dzianych Tokijczyków, którzy przyjeżdżają na narty na jeden dzień. Się było w Nagano rok temu, się wie.

No więc na niedzielę mieliśmy plan B. Ten plan był tak szczwany, że jakby doczepić mu ogon, to nie odróżnisz go od lisa! Zamiast jeździć w międzynarodowym Niseko wybraliśmy się do resortu Rusutsu, oddalonego o 20 min od Niseko, o którym wiedzą podobno tylko rdzenni Hokkaidoczycy. I my, sasasasa. 

Było absolutnie fantastycznie. Trasy doskonale przygotowane, mało ludzi, super widoki - z jednej strony na wulkan Yotei, z drugiej na jezioro Toya i morze. 





Plażing na śniegu! No co no, morze w oddali jest!






Z wulkanu Yotei podobno też da się zjeżdżać, ale trzeba wynająć helikopter. Wyobrażam sobie, że w Japonii to jest dosć droga impreza, więc nawet się nie dowiadywałam. Ale podobno heli-skiing na Kamczatce jest dość tani - daje się pilotowi butelkę wódki i po sprawie. Kamczatka w miarę blisko z Seulu - można połączyć z wizytą we Władywostoku, Jedziemy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz