No więc na niedzielę mieliśmy plan B. Ten plan był tak szczwany, że jakby doczepić mu ogon, to nie odróżnisz go od lisa! Zamiast jeździć w międzynarodowym Niseko wybraliśmy się do resortu Rusutsu, oddalonego o 20 min od Niseko, o którym wiedzą podobno tylko rdzenni Hokkaidoczycy. I my, sasasasa.
Było absolutnie fantastycznie. Trasy doskonale przygotowane, mało ludzi, super widoki - z jednej strony na wulkan Yotei, z drugiej na jezioro Toya i morze.
Plażing na śniegu! No co no, morze w oddali jest!
Z wulkanu Yotei podobno też da się zjeżdżać, ale trzeba wynająć helikopter. Wyobrażam sobie, że w Japonii to jest dosć droga impreza, więc nawet się nie dowiadywałam. Ale podobno heli-skiing na Kamczatce jest dość tani - daje się pilotowi butelkę wódki i po sprawie. Kamczatka w miarę blisko z Seulu - można połączyć z wizytą we Władywostoku, Jedziemy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz