Po śniadaniu w Sapporo szybko czmychneliśmy do Otaru, małego miasteczka portowego, które podobno serwuje najlepsze owoce morze w całej Japonii (czyli w całej galaktyce).
Ostrygi mutanty. Niestety wielkość nie poszła w parze z jakością - w Bretanii lepsze, nie będę Was oszukiwać.
Zupełnym przypadkiem natomiast trafiliśmy na budkę, gdzie pani serwowała sea urchiny i paluszki krabowe (te prawdziwe!). Doskonałość! Widać, że pani od 20 lat prowadzi tę budkę i ma już profesurę z selekcjonowania najlepszych owoców morza i układania ich na białym ryżyku.
Dostępne smaki to: fermentowana soja (natto), tofu, sea urchin, atrament z ośmiornicy, piwo, wino, sake + standardy takie jak róża czy słony karmel.
Po obiedzie ruszyliśmy w stronę Niseko - nasz highway zahaczał o wybrzeże. Coś wspaniałego! Śnieg, morze i góry. W Sopocie tego nie było!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz