piątek, 17 kwietnia 2015

Filipiny - dzien 1

Filipiny ucza cierpliwosci.
Wlasnie jestesmy na lotnisku w Manili i czekamy na samolot na rajska wyspe Busuanga. Juz dawno po planowanym wylocie, obsluga nawet nie wie o ktorej bedzie opozniony odlot. A specjalnie wzielismy poranny lot, zeby nie skumulowaly sie opoznienia z calego dnia... 

Filipiny ucza tez czujnosci.
"Aktedytowana" taksowka lotniskowa chciala 1.800 pesos (40$) za 10 min przejazdu do hotelu. Pan naganiacz bardzo ladnie ubrany, ma gadzety jak krotkofalowka, id ze zdjeciem i  wypisuje elegancko fakturke. Cos chyba jest nie tak...

Idziemy na przyloty, zeby zlapac taksowke "z miasta". Tam z kolei ochronirz lotniska okazuje sie byc bardzo uprzejmy i nam lapie taksowke i dogaduje cene 500 pesos z taksowkarzem. Och, jaki mily pan!

Widzimy jak taksowkarz daje napiwek ochroniarzowi. To wszystko wyjasnia. Po czym ja niewinnie prosze o wlaczenie taksometru... Ale jak to?! Taksometr nie, cena dogadana, special price przeciez! Nie nie nie, ladnie prosze o wlaczenie taksometru. Pan sie ugina, kursik wyszedl cale 100 pesos (2,2$). Chyba to nie byl deal tej nocy dla niego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz