Fukuoka jest bardzo nijakim miastem, ale ma jedną rzecz, dla której warto przyjechać: ramen!
Ramen to makaron w rosole na kościach wieprzowych, "zabielany" sosem sojowym albo miso, z obowiązkowym dodatkiem długo pieczonego boczku i opcjonalnym dodatkiem połówki gotowanego jajka. Jest wiele regionalnych odmian ramena w Japonii, ale Fukuoka podobno jest jego niekwestionowaną stolicą, a my trafiliśmy do knajpki Ichiran, która ramen ma za swoją religię.
Rosół gotują bardzo powoli, żeby wydobyć jak najwięcej kolagenu z kości wieprzowych, doprawienie jest ściśle strzeżonym sekretem. Klient na początku wypełnia w formularzu jaką ostrość sobie życzy w skali od 1 do 4 i ew. jakie dodatki sobie życzy (szczypiorek etc.) Potem kelner sadza klienta przy "okienku" jak banku, podaje się wypełniony formularz przez szparę przy blacie. Zasłonka "okienka" uchyla się tylko, aby wydać zamówiony ramen, po czym zamyka się. Od sąsiadów po bokach można się oddzielić małą ścianką. Bo w Japonii "table for one, please" nie oznacza, że jesteś patetycznym socjopatą bez przyjaciół...
Ramen w każdym razie był naprawdę wyjątkowy. Tak przejmujący, pełny smak - uczucie trochę jak przy jedzeniu indyjskich aromatycznych sosów, tyle, że z japońską precyzją doboru proporcji przypraw. Makaronik w punkt - ani za miękki, ani za twardy. Niech Japończycy się nie biorą za schabowe, bo nas zdeklasują w przedbiegach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz