Kolejnym punktem naszej rentierskiej wycieczki po onsenach na Kyushu było, oddalone o jakąś godzinę drogi samochodem, Yufuin (takie japońskie Zakopane), gdzie też zrobiliśmy sobie hiking - proszsz, widok na Yufuin z góry:
I wszędzie po drodze widzieliśmy popiół. Niezły musiał być ten pożar... Próbujemy google'ać o co cho, a tu informacji o żadnym katakliźmie na Kyushu nie ma. Dziwna sprawa. Potem jakoś dotarliśmy do informacji, że w tym regionie na Kyushu jest co roku festiwal ognia, którym żegna się zimę i wita wiosnę. Wtedy wygląda to tak:
Niby Ci Japończycy tacy rozsądni, co?
Wyjeżdżając z szaroburego Szanghaju pod koniec marca liczyliśmy, że na Kyushu zobaczymy już wiosnę w pełni, z wiśnią kwitnącą wszędzie na różowo. Troche się jednak przeliczyliśmy. Taki już urok tego kwitnienia - trwa tylko 2 tygodnie i ciężko przewidzieć kiedy dokładnie się zacznie.
W drodze powrotnej widzieliśmy w Fukuoce tylko parę różowych drzewek, pod którymi od razu rozstawił się tłum piknikujących Japończyków (w japońskim jest w ogóle specjalne słowo na "piknik pod kwitnącą wiśnią": hanami!)
Trochę rozczarowani wróciliśmy do Szanghaju, gdzie w trakcie naszej tygodniowej nieobecności tak dogrzało słonko, że miasto było już całe w kwiatach!
Na różowo w Szanghaju kwitną magnolie i zdaje się to jest ich "wiśnia", bo jest ich zdecydowanie więcej! O!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz