U nas w firmie raz na miesiac jest prezentacja z jakiegos dzialu i firma placi nawet za kimbap, czyli koreanski odpowiednik kanapki. Wyglada to jak japonskie maki, tylko zamiast pysznej delikatnej rybki w srodku jest parowka z wyrobu miesopodobnego albo podly tunczyk z puszki, marynowana rzepa, ogorek i majonez.
Takze juz sie nauczylam, zeby szykowac sobie wlasny lunchbox na te okolicznosc, ktory wsunelam jeszcze przed prezentacja.
Na spotkaniu byl tlum osob a ja schowalam sie w kacie przy tlumaczce, ale i tak nie przeszkodzilo to Koreanczykom dojrzec, ze nie jem kimbapu.
Po spotkaniu nikt sie nie interesowal jak mi sie podobala prezentacja czy nawet jakie mam plany na weekend, tylko dlaczego nie jadlam kimbapu i czy to oznacza ze nie lubie. Alez lubie! Lllubie! Uwielbiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz