Planujemy nasze 3 tygodniowe wakacje w Japonii, rezerwujemy ryokany, a tam na zachętę taka informacja:
Important: Please
note that if you arrive later than the time you have selected
without contacting the hotel ahead of time, there may be some cases when
the hotel chooses to cancel your booking, and cancellation fees may be
assessed. Furthermore, if booking a plan including dinner, you must
arrive by the latest time available to select here. If you arrive later
than this time, dinner may not be provided without refund.
Już raz chcieliśmy przesunąć kolację w ryokanie o godzinę, to pan właściciel cały zesztywniał, łaskawie się zgodził na 30 minut, a potem już się do nas nie odzywał.
No nic, będzie musztra na wakacjach, nie ma to tamto!
środa, 22 czerwca 2016
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Polski lunch
W ten weekend troche zatesknilismy za polska kuchnia i ugotowalam barszcz czerwony (na zakwasie buraczanym domowej roboty!) z krokietami z miesem i pieczarkami. Na drugie byl schabowy z wieprzowiny przedniej jakosci, ziemniaki i mizeria z jogurtem wlasnej roboty. Obiad niedzielny jak w porzadnej katolickiej rodzinie!
Duzo nam zostalo jedzenia w lodowce wiec dzisiaj zaprosilam Chinke ode mnie z pracy na lunch do domu.
Krokietami sie zajadala, a reszte skomentowala tylko "it's very special taste".
Tyle godzin w weekend przy garach a tu taki brak entuzjazmu! W normalnych okolicznosciach bylby foch, ale biore poprawke na to, ze Chinka ma juz wypalony jezor jak nie ostrymi przyprawami to glutaminianem sodu. Pewnie jakby mnie zaprosila do Sichuanu to tez bym nie poczula smaku (rekonwalenscencja przepalonego przelyku gratis).
Takze... We're good. Maz zje ze smakiem pozostale schabowe. Bez łaski!
piątek, 17 czerwca 2016
Lunch & learn
W Korei mocno rozpowszechniona jest praktyka "lunch&learn". Ludzie ucza sie w porze lunchu angielskiego na przyklad.
U nas w firmie raz na miesiac jest prezentacja z jakiegos dzialu i firma placi nawet za kimbap, czyli koreanski odpowiednik kanapki. Wyglada to jak japonskie maki, tylko zamiast pysznej delikatnej rybki w srodku jest parowka z wyrobu miesopodobnego albo podly tunczyk z puszki, marynowana rzepa, ogorek i majonez.
Takze juz sie nauczylam, zeby szykowac sobie wlasny lunchbox na te okolicznosc, ktory wsunelam jeszcze przed prezentacja.
Na spotkaniu byl tlum osob a ja schowalam sie w kacie przy tlumaczce, ale i tak nie przeszkodzilo to Koreanczykom dojrzec, ze nie jem kimbapu.
Po spotkaniu nikt sie nie interesowal jak mi sie podobala prezentacja czy nawet jakie mam plany na weekend, tylko dlaczego nie jadlam kimbapu i czy to oznacza ze nie lubie. Alez lubie! Lllubie! Uwielbiam!
wtorek, 14 czerwca 2016
Small talk windowy
Mialam juz wiele absurdalnych small-talkow w windzie. Ultimate top 3 to
1) zupelnie nieznany sasiad pytajacy czy moj maz jest dyplomata
2) znany sasiad przyznajacy sie do tego, ze ukradl nasza palme, wystawiona chwilowo na patio celem spsikania "siuwaxem" przeciwko szkodnikom
3) dziunia z HRow udzielajaca mi rad przy szukaniu mieszkania w Szanghaju, choc sama nigdy w Chinach nie byla
Dzis nie bylo gorzej. Jade rano winda z srednio mi znana kolezanka z dzialu obok i skomplementowalam jej torebke w kolorze soczystej moreli i nie tylko dlatego, ze to zdecydowanie najlepsza strategia na small talk windowy z panienkami - naprawde mi sie podobala!
W zamian uslyszalam historie jak ja kupila. Jej mama pojechala na wakacje na Hawaje i dostala alergii skornej (czyt. opalila sie). No wiec zaplacila corce za bilet na Hawaje na 1 dzien (przeciez urlopu nie wezmie) zeby ta jej dowiozla koreanski kremik. Na pocieszenie za te meczaca podroz kolezanka przywiozla
sobie torebke w kolorze tropikalnym.
niedziela, 12 czerwca 2016
Ostatnia podróż po Korei
Każda podróż to podróż wgłąb siebie. I ten głąb w nas mówi, że już czas się zawijać z tej Korei.
Realizując ambitny plan zwiedzania Korei dobraliśmy jeden dzień wolnego do już i tak dłuższego weekendu i tak wyruszyliśmy w 4-dniową podróż po południu Korei Południowej.
Plan był taki:
1) Jeonju - wioska ładnie odremontowanych tradycyjnych domków koreańskich i stolica potrawy bibimbap
2) Damyang - aleja z meta-sekwojami i las bambusowy
3) Boseong - pola zielonej herbaty
4) Suncheon - mokradła, na których żyje mnóstwo gatunków ptaków, krabów błotnych i czegoś co zatrzymało się w procesie ewolucji między rybą a jaszczurką
5) Namhae - zielona, górzysta wyspa, gdzie czas płynie wolniej, pola ryżu orze się wołami i masowo uprawia się czosnek
6) Jinju - stolica grilowanego węgorza i odmiany bibimbapu z surową wołowiną
Jak opowiadaliśmy o tym planie znajomym Koreańczykom, to generalnie wychodziło na to, że samym tym tripem deklasujemy ich wszystkich razem wziętych pod względem znajomości Korei. Przeciętny Koreańczyk z naszego otoczenia był w mieście w którym się urodził, w Seulu i może raz w Busan lub na Jeju.
No dobrze, skoro ten plan taki dobry, to co poszło nie tak?
To Namhae, które miało być zjawiskowo piękne i przypominające bardziej południe Francji niż Koreę okazało się mieć okropnie zaśmiecone plaże i bazę noclegową a la "jestem koreańskim emerytem, mam trochę kasy, nigdy nie byłem w Europie, ale widziałem ją w telewizji to zrobię pensjonat o nazwie France Resort (zapis fonetyczny po koreansku: Prancy Ridżolty)".
A że padało, to zrezygnowaliśmy z nocowania w namiocie i po objechaniu 20 pensjonatów, miejsce zostało tylko w tym nieszczęsnym France Resort. No spoko, widok na morze jest, z daleka, ale jest; check-in'ujemy się.
Pokój miał bardzo stylową tapetę w różnokolorowe listki i rolety w jeszcze bardziej różnokolorowe listki. W pokoju nie było w zasadzie nic. W charakterze łóżek były materacyki pochowane w szafie i na wieczór rozkładane na podgrzewanej podłodze; czyli standard koreański.
Problem się zaczął wieczorem, jak wszyscy wyciągnęli te swoje marynowane karkówki, wiezione od samego Seulu i zaczęli je grillować pod naszym oknem. Szybko ewakuowaliśmy się na kolację do najbliższego miasteczka.
Prawdziwy problem był tak naprawdę rano, bo z samego rano zbudził nas stukot walizek. Koreańczycy 3-dniowy weekend kończą już po 2 dniach, bo przecież trzeba odpocząć w domu po podróży.
Jak otworzyliśmy rano okna to odurzył nas zapach "ramiona" - koreańskiej zupki chińskiej z bardzo intensywnymi przyprawami. Koreańczycy tak właśnie się żywią nad morzem - żadnej tam rybki, tylko wieprzowina i kluchy.
Następną noc spędziliśmy już w namiocie na plaży, bez zapachów, ale pospać i tak nam nie dali. O 21 włączono oślepiające reflektory oświetlające całą plażę a o północy pijane wujki z pobliskiego pensjonatu zaczęły puszczać petardy na plaży.
W tym momencie utwierdziliśmy się z mężem w przekonaniu, że starczy nam już tej Korei...
Realizując ambitny plan zwiedzania Korei dobraliśmy jeden dzień wolnego do już i tak dłuższego weekendu i tak wyruszyliśmy w 4-dniową podróż po południu Korei Południowej.
Plan był taki:
1) Jeonju - wioska ładnie odremontowanych tradycyjnych domków koreańskich i stolica potrawy bibimbap
2) Damyang - aleja z meta-sekwojami i las bambusowy
3) Boseong - pola zielonej herbaty
4) Suncheon - mokradła, na których żyje mnóstwo gatunków ptaków, krabów błotnych i czegoś co zatrzymało się w procesie ewolucji między rybą a jaszczurką
5) Namhae - zielona, górzysta wyspa, gdzie czas płynie wolniej, pola ryżu orze się wołami i masowo uprawia się czosnek
6) Jinju - stolica grilowanego węgorza i odmiany bibimbapu z surową wołowiną
Jak opowiadaliśmy o tym planie znajomym Koreańczykom, to generalnie wychodziło na to, że samym tym tripem deklasujemy ich wszystkich razem wziętych pod względem znajomości Korei. Przeciętny Koreańczyk z naszego otoczenia był w mieście w którym się urodził, w Seulu i może raz w Busan lub na Jeju.
No dobrze, skoro ten plan taki dobry, to co poszło nie tak?
To Namhae, które miało być zjawiskowo piękne i przypominające bardziej południe Francji niż Koreę okazało się mieć okropnie zaśmiecone plaże i bazę noclegową a la "jestem koreańskim emerytem, mam trochę kasy, nigdy nie byłem w Europie, ale widziałem ją w telewizji to zrobię pensjonat o nazwie France Resort (zapis fonetyczny po koreansku: Prancy Ridżolty)".
A że padało, to zrezygnowaliśmy z nocowania w namiocie i po objechaniu 20 pensjonatów, miejsce zostało tylko w tym nieszczęsnym France Resort. No spoko, widok na morze jest, z daleka, ale jest; check-in'ujemy się.
Pokój miał bardzo stylową tapetę w różnokolorowe listki i rolety w jeszcze bardziej różnokolorowe listki. W pokoju nie było w zasadzie nic. W charakterze łóżek były materacyki pochowane w szafie i na wieczór rozkładane na podgrzewanej podłodze; czyli standard koreański.
Problem się zaczął wieczorem, jak wszyscy wyciągnęli te swoje marynowane karkówki, wiezione od samego Seulu i zaczęli je grillować pod naszym oknem. Szybko ewakuowaliśmy się na kolację do najbliższego miasteczka.
Prawdziwy problem był tak naprawdę rano, bo z samego rano zbudził nas stukot walizek. Koreańczycy 3-dniowy weekend kończą już po 2 dniach, bo przecież trzeba odpocząć w domu po podróży.
Jak otworzyliśmy rano okna to odurzył nas zapach "ramiona" - koreańskiej zupki chińskiej z bardzo intensywnymi przyprawami. Koreańczycy tak właśnie się żywią nad morzem - żadnej tam rybki, tylko wieprzowina i kluchy.
Następną noc spędziliśmy już w namiocie na plaży, bez zapachów, ale pospać i tak nam nie dali. O 21 włączono oślepiające reflektory oświetlające całą plażę a o północy pijane wujki z pobliskiego pensjonatu zaczęły puszczać petardy na plaży.
W tym momencie utwierdziliśmy się z mężem w przekonaniu, że starczy nam już tej Korei...
Nauczycielka chińskiego
Wróciłam do nauki chińskiego. I to na pełnej petardzie, bo 5 razy w tygodniu po godzinie.
Przychodzi do mnie taka mała Chinka, metr pięć w kapeluszu i mnie skubana przyciska tak, że po godzinie mózg mi paruje. Jak się spytała, czy nie chcę mieć lekcji po 1,5 godziny, to zbladłam.
Chinka nie jest jakąś tam losowo wybraną Chinką w Seulu, ale jest kwalifikowanym nauczycielem chińskiego i uczy tu Koreańczyków. Czasem się zapomina i wtrąca koreańskie słowa tłumacząc mi nową gramatykę:)
Postanowiła wyjechać z ojczyzny po tym jak tuż po ukończeniu 5 lat ciężkich studiów filologicznych (w programie wkuwanie 30tys. znaków, i to nie tych uproszczonych) poszła na rozmowę kwalifikacyjną do firmy i jedyne o co ją zapytano to, czy dużo pije i czy ma prawo jazdy.
Taka mała, a nie da sobie w kaszę dmuchać. Ostatnio mnie nawet trochę zawstydziła, bo mówi mi tak:
- "Widziałam ten najnowszy polski film - Boy 7! Doskonały! Ten główny aktor taki przystojny i ten Wasz język taki piękny. Wsłuchiwałam się uważnie."
No to ja na to, że niestety nie znam tego filmu i że ostatnio nie ślędzę polskiej kinematografii.
Potem zobaczyłam trialer - aktor faktycznie całkiem przystojny, ale film niemiecki:P
Przychodzi do mnie taka mała Chinka, metr pięć w kapeluszu i mnie skubana przyciska tak, że po godzinie mózg mi paruje. Jak się spytała, czy nie chcę mieć lekcji po 1,5 godziny, to zbladłam.
Chinka nie jest jakąś tam losowo wybraną Chinką w Seulu, ale jest kwalifikowanym nauczycielem chińskiego i uczy tu Koreańczyków. Czasem się zapomina i wtrąca koreańskie słowa tłumacząc mi nową gramatykę:)
Postanowiła wyjechać z ojczyzny po tym jak tuż po ukończeniu 5 lat ciężkich studiów filologicznych (w programie wkuwanie 30tys. znaków, i to nie tych uproszczonych) poszła na rozmowę kwalifikacyjną do firmy i jedyne o co ją zapytano to, czy dużo pije i czy ma prawo jazdy.
Taka mała, a nie da sobie w kaszę dmuchać. Ostatnio mnie nawet trochę zawstydziła, bo mówi mi tak:
- "Widziałam ten najnowszy polski film - Boy 7! Doskonały! Ten główny aktor taki przystojny i ten Wasz język taki piękny. Wsłuchiwałam się uważnie."
No to ja na to, że niestety nie znam tego filmu i że ostatnio nie ślędzę polskiej kinematografii.
Potem zobaczyłam trialer - aktor faktycznie całkiem przystojny, ale film niemiecki:P
Europa oczami nie-Europejczykow
W piatek wieczorem wpadla do nas nasza ulubiona para: on Amerykanin, ona Koreanka. Wybieraja sie na podroz poslubna do Europy, przy czym Europa oznacza dla nich Londyn, Paryz i Madryt.
Nasze sugestie, ze to nie jest najlepsza trasa na sierpien zostaly zignorowane, bo przeciez podroz po Europie bez selfie przy wiezy Eiffel'a sie nie liczy.
Echo przyszla do nas w ultra krotkich szortach i koszulce na szerokich ramionkach, ale bez dekoltu i sie pytala, czy koszulka nie bedzie zbyt wyzywajaca w Europie. Bardzo sie zdziwila, jak jej powiedzielismy, ze koszulka jest gitara, ale zeby uwazala z szortami...
Subskrybuj:
Posty (Atom)