Tym razem nasz snobizm był wymuszony delikatnie przez Asię i Kubę, którzy są w podroży dookoła świata i najbliżej Korei można było ich złapać w Tokio właśnie (Seul o dziwo nie znalazł się w ich rankingu topowych światowych highlightów, dziwne...:P)
W przerwach miedzy długimi opowieściami z ich niekończących się wakacji, oni zwiedzali a my robiliśmy shopping. Taki podział obowiązków mi się podoba!
Na liście zakupowej był rower single-speed na stalowej ramie hand made in Japan dla mnie. How hipster is that???
Trafiliśmy do bardzo niszowych sklepów gdzie chłopaki skupują stare ramy vintage, ładują nowy osprzęt i voila rower nówka sztuka z dusza!
Znaleźliśmy tez taka perełkę: firma Cherubin która robi rowery na miarę od dobrych 50 lat. Doskonałość w najczystszej formie.
Na rowerek czeka się okrągły roczek. Zgodnie stwierdziliśmy, ze na weekendowe wycieczki rowery wzdłuż rzeki w Seulu może nie do końca potrzebuje takiego cudeńka, ale mąż sobie życzy taki na 40 urodziny. Już zaczynam odkładać...
Z kolejnych gadżetów bardziej dla męża niż dla mnie były... noże do kuchni. Hand made by Matsumoto ze stali węglowej. Kolejna doskonałość w najczystszej formie! Test pomidora przechodzą pierwszorzędnie (połóż pomidora i bez przytrzymywania go spróbuj przekroić horyzontalnie)
Już nie będę zanudzać Was jakie unikatowe sukienki i torebki sobie kupiłam (Wiola/Marta zdjęcia prześle na priv :P)
Konkluzja jest taka: w Tokio jest wszystko. Nawet znaleźliśmy sklep z wachlarzami.
I wszystko co w Tokio sprzedają jest doskonale. Taka dbałość o szczegół i jakość, plus obsługa z klasa, plus wybitne sushi i steczek Kobe w przerwach miedzy zakupami, plus niski kursik jena do wona. Najlepiej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz