Wygląda na to, że będę mieć wreszcie sensowną koleżankę z pracy w Korei, yay! Ostatnio pojawiła się dziewczyna, która spełniła moje wygórowane oczekiwania:
1) Nie jest Koreanką
2) Nie jest Francuzką
Dziewczyna jest Brytyjką, ale pochodzenia pakistańskiego. Cztery lata temu przeniosła się do Korei, aby uczyć się języka koreańskiego i już została (no dobra, ten fakt od razu ją dyskwalifikuje z rangi dobrej koleżanki do koleżanki). Jest póki co singielką i woli umawiać się na randki z Koreańczykami niż expatami, bo jak mówi, expatom trochę odpierdala jak tu przyjeżdżają i mogą mieć każdą Koreankę na mrugnięcie swoim niebieskim okiem i przeczesanie blond włosów.
Ale też zdążyła już uderzyć głową w mur mentalności koreańskiej. Np. z jednym chłopakiem musiała się rozstać, bo jego rodzice nie chcieli, żeby związywał się z expatką. Podejrzewa, że gdyby miała białą skórę i niebieskie oczy to nie byłoby problemu. No niestety genetyka silniejsza od paszportu - laska ma iście pakistańską, ciemną karnację, czorne oczy i włosy.
Zawsze tłumaczyłam sobie, że moje koreańskie koleżanki z pracy nie zapraszają mnie na ladies' night, bo nie mówię po koreańsku. Wiadomka, 20 osobom nie chce się przestawiać na angielski, tylko dlatego, że w towarzystwie jest jedna biała dupa.
Okazuje się, że mojej nowej koleżanki też nie zapraszają mimo, że mówi po koreańsku bardziej poprawnie niż one same (true story!)
Minus 200 do motywacji do nauki koreańskiego...