Rzekę w Szanghaju przemierzam zazwyczaj tunelami. Mosty są, ale dalej od centrum. Dlaczego Szanghaj woli budować kosztowne tunele pod rzeką a nie mosty? Bo po rzece pływają jeszcze solidne statki wiozące cement wgłąb lądu. Państwo w budowie! Mosty więc nie wychodzą tak tanio, bo muszą być bardzo wysoko zawieszone, żeby żaden statek o nie nie zahaczył.
Ostatnio mieliśmy okazję jechać mostem południowym Nanpu zawieszonym na ok. 50m. Generalnie lęku wysokości nie mam, ale jak mkniesz z szalonym taksówkarzem ciasnym ślimakiem z lichą barierką i niemal na wyciągnięcie ręki masz pranie suszące się na 15 piętrze, to ta ręka może Ci się nieco spocić:)
Z samego mostu jest piękny widok na Szanghaj. Morze wysokich wieżowców, które i tak totalnie deklasuje Shanghai Tower i "otwieracz do butelek", widoczne w oddali na zdjęciu powyżej. Po cóż nas tak daleko od centrum wyniosło? Jechaliśmy na daleki południowy Pudong do urzędu po wizę chińską dla naszej latorośli. Bez niej koleżanka byłaby tu nielegalnie...
Procedura wygląda tak: najpierw w szpitalu otrzymuje się medyczny akt urodzenia, na którym oprócz medycznych danych tj. data urodzenia, waga, wzrost jest również wybrane imię i nazwisko delikwentki, imię i nazwisko matki oraz, ekhm, deklarowanego ojca (wait for it...). Z tym aktem trzeba się udać do notariusza, który wykonuje kopię tego aktu i poświadcza, że pan wskazany jako ojciec jest pełnoprawnym małżonkiem matki dziecka. Bez aktu małżeństwa nie zarejestrujesz więc dziecka...
Następnie trzeba się udać do oddziału chińskiego MSZ, gdzie potwierdzają, że znają tego notariusza i nie jest to pan Wang z punktu ksero w bramie. Następnie trzeba się udać do polskiego konsulatu, gdzie potwierdzają, że z kolei znają tego kolesia z MSZ, co to zna tego notariusza.
A potem już tylko z górki! Konsulat wydaje paszport tymczasowy, do którego naturalnie potrzeba zdjęcia paszportowego. I weź tu zachęć noworodka, żeby:
A. nie spał, ale leżał nieruchomo
B. trzymał głowę prosto
C. patrzył w obiektyw
D. miał zamkniętą buzię
No nie da się! Świeżo upieczeni rodzice robią dużo zdjęć swoim pociechom, ale my natrzaskaliśmy tego dnia chyba 100 zdjęć, z czego żadne nie spełniało wszystkich 4 powyższych warunków, a tylko 2 spełniały 3 z nich. Pan konsul łaskawie jednak zaakceptował delikatny półprofil i dostaliśmy paszport tymczasowy od ręki (na docelowy się czeka 3 miesiące...)
Z paszportem oraz umową najmu mieszkania trzeba się udać na posterunek policji, żeby zameldować obywatelkę. Dopiero z meldunkiem można aplikować o wizę (na dalekim Pudongu, jadąc przez most Nanpu...;)) Dziecinnie proste, prawda? Dla chętnych wyślę drzewko decyzyjne, które mąż mi rozrysował na A4, jak już rozkminił całą procedurę. A kminić trzeba szybko, bo naloty policji się zdarzają i, jakby nie patrzeć, mieliśmy przez parę tygodni w domu nielegalną imigrantkę (choć żadnej granicy nie przekroczyła...)
W Chinach nie można przebywać bez meldunku (i ważnej wizy oczywiście). Myślę, że w przypadku noworodka by się skończyło na upomnieniu, ale generalnie z tym meldunkiem nie ma żartów. Jak się przyjeżdża do Chin i nocuje w hotelu, to recepcja zazwyczaj ogarnia ten temat, ale w przypadku gdy nocuje się u rodziny/znajomych to trzeba się samemu udać na policję w ciągu 24h od wjazdu. Tak Chiny witają zagranicznych gości. "Kto tam to będzie śledził" pytacie? No cóż, podobno sąsiedzi chętnie donoszą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz