piątek, 3 marca 2017

Francuska położna

Jeśli przyjdzie mi kiedyś rodzić drugi raz i nie będzie to w Szanghaju to chciałabym, żeby to było we Francji. Francuskie położnictwo jest najlepsze na świecie. We Francji położne studiują 5-6 lat i mają kompetencje niemal jak lekarz - mogą wystawiać recepty, zwolnienia lekarskie itd. To one przyjmują poród, a nie lekarz. Wiadomo, że pozycja leżąca jest najgorszą pozycją do rodzenia, więc we Francji na sali porodowej nie ma w ogóle łóżek. Epizjotomia to rzadkość a po porodzie aplikuje się program ćwiczeń mięśni dna miednicy, żeby szybko wrócić do pełnej formy (zanim mąż zdąży sobie znaleźć kochankę, hahaha;))

Jakie miałam szczęście, że trafiłam tu na francuską położną, a właściwie nie na jakąś tam francuską położną, a na Sarę. Sarah odebrała już w swojej karierze 3000 porodów, jest pasjonatką swojej pracy, daje z siebie naprawdę wszystko. Do Szanghaju przyjechała za chłopakiem (jak to brzmi, prawda? no cóż... w laickiej Francji nikt się nie żeni...) Pracowała tu chwilę jako położna, ale ponieważ tu położne traktuje się jak pielęgniarki to się wkurzyła i założyła swoją klinikę/poradnię położnictwa i... prowadzi ją pro publico bono. Już jej mówiliśmy, że jest szalona, że w Szanghaju ludzie mają hajs i ona mogłaby tu fortunę zrobić, ale ona mówi, ze jej chłopak zarabia wystarczająco na ich utrzymanie a to jest jej pasja i chce móc dotrzeć do jak największej liczby osób. We Francji pomagała rodzić bezdomnym kobietom i była długi czas na misji humanitarnej w Afryce. Niesamowita osoba, naprawdę. Bardzo inspirująca, a jednocześnie wprowadzająca człowieka w zakłopotanie, że pracuje dla krwiożerczej korporacji i pobiera za to pensję.  

Przygotowywała nas do porodu - opowiadała  baaaardzo dokładnie co będę czuć w której fazie, co dało mi (mylne, nie oszukujmy się) poczucie pewności, że wiem na co się piszę;)  Przetrenowaliśmy z nią różne ćwiczenia oddechowe i relaksacyjne, dzięki którym udało się obyć bez epiduralu.  Po porodzie przyszła do nas do domu i podpowiedziała parę trików jak zajmować się dzieckiem i, co najważniejsze, jak mieć życie po dziecku;) 

No więc wino trzeba pić W TRAKCIE karmienia piersią. Nie zdąży jeszcze dojść do tego mleka, które właśnie dziecko pije, a zdąży już się strawić do kolejnego karmienia. Już się widzę na ogródku którejś z warszawskich knajp - w jednej ręce kieliszek, w drugiej dzieciak przy piersi. To nie będzie fala hejtu - to będzie całe tsunami! Także póki co będziemy próbować w zaciszu domowym. Na tę okoliczność zamówiłam sobie już Coravin - narzędzie z igłą chirurgiczną do wysysania odrobiny wina bez konieczności wyjmowania korka^^

Sarah  powiedziała również, że mogę pić kawy ile mi się podoba (Francja...) i jeść również co mi się podoba - sushi, fasolkę, orzeszki ziemne czy truskawki. Ostre też, także już zaczęliśmy planować wycieczkę do Syczuanu w maju. Na moje pytanie kiedy mogę zacząć odciągać mleko i podawać z butelki powiedziała, ze już po pierwszym miesiącu. Na co ja, jak na poświęcającą się matkę Polkę przystało, powiedziałam, że może jednak poczekam jakoś do 4. miesiąca, skoro wracam do pracy po 4 i pół miesiąca. Ona tylko przewróciła oczami i powiedziała "Kobieto, zacznij jak najszybciej, przecież musisz mieć jak wyjść z domu do kina, na manicure czy kawę z przyjaciółmi"

Francja. Tam podejście do rodzenia i wychowywania dzieci jest tak inne niż w Polsce. W Polsce - pełna martyrologia; kobita siedzi z dzieciakiem bity rok w domu + pierze, sprząta, gotuje, prasuje. We Francji ma do sprzątania jedną panią, do opieki nad dziećmi drugą panią a sama kontynuuje swoje życie zawodowe i towarzyskie jak przed ciążą. I ma energię na drugą ciążę, a potem jeszcze na trzecią, i żaden poród nie jest traumą dzięki doskonałemu położnictwu. Dodatkowo przy trzecim dziecku jest solidna ulga podatkowa, więc model 2+3 jest w zasadzie normą. I przyrost naturalny rośnie (PKB też;))

Post mało azjatycki, ale o tym winie musiałam:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz