W Chinach dziecko nie opuszcza domu, dopóki nie skończy 100 dni. Przy one child policy oznacza to, że większość Chińczyków widuje noworodka tylko raz w życiu - jak im samym się urodzi... Tym większa jest więc ich euforia jak widzą naszą latorośl - nie dość, że "biała" (Chińczycy uwielbiają "białe" dzieci o czym pewnie jeszcze będę pisać...) to jeszcze taka urokliwie malutka.
Wychodząc z nią na spacery nie możemy opędzić się od ciekawskich gapiów, a jak gdzieś nie daj Boże staniemy to robi się wokół nas wianuszek... przeważnie starszych pań (a nie młodych Chinek, nad czym ubolewa mój mąż), które najpierw się rozczulają, a potem nas upominają, że z tak małym dzieckiem się siedzi w domu przez 3 miesiące (rady od nieznajomych babć - nie tylko w Polsce!) Plus tej chińskiej psychozy jest taki, że znajomi Chińczycy nie wpraszają się nam do domu przez te 3 miesiące, myśląc, że siedzimy w izolacji. Ale jak już kogoś sami zaprosimy, to oczywiście chętnie przychodzą, bo gra się toczy o selfie z "białym" noworodkiem - once in a lifetime opportunity!
Chińska tradycja nakazuje przyjść z prezentem. Dostaliśmy trochę ubranek dla dziecka, 1 czerwoną kopertę (kaska!^^) i ... sporo akcesoriów do mycia/suszenia/sterylizowania butelek (których ja póki co nie potrzebuję...) Wygląda na to, że Chinki albo szybko kapitulują z karmieniem piersią albo w swojej chińskiej logice uważają, że formuła jest lepsza dla dziecka niż mleko matki (tak jak uważają, że cesarka jest lepsza niż poród siłami natury...)
Spiralę absurdu nakręca fakt, że chińska formuła jest fatalnej jakości, więc kto może, to sięga po zagraniczną formułę. A ta kosztuje 5 razy więcej niż za granicą... Chińczycy nie byliby więc sobą, gdyby sami nie szmuglowali formuły. I tu wkracza państwo, które mocno reguluje import formuły.
Jak pakowaliśmy kontener z meblami to capslockiem nam napisali, że nie możemy wwozić formuły dla dzieci (a zakaz wwozu alkoholu i papierosów był małą czcionką;)). Na deklaracjach celnych na lotnisku jest informacja, że można wwieźć tylko 2 puszki i to też trzeba mieć w pogotowiu certyfikat niedawnego urodzenia dziecka gdzieś w rodzinie. Bagaże są systematycznie czesane w poszukiwaniu nadprogramowej formuły, zwłaszcza po lotach z Hong Kongu. Istne szaleństwo!
O ile taniej i prościej (i zdrowiej...) byłoby wyciągnąć cycka! Chińskie prawo zdaje się naprawdę ku temu zachęcać, bo pracodawca ma obowiązek zapewnić zaciszny pokój do odciągania mleka a matkom karmiącym przysługuje dodatkowo 1h płatnej przerwy w pracy. Także dziwna sprawa z tą formułą... Anyways... komuś gustowną suszareczkę do butelek?:)
Nawet taka niezorientowana (w Azji, bo w karmieniu zorientowana wystarczająco) ja słyszałam o chińskim problemie z karmieniem piersią. Inna sprawa, że cesarki i karmienie niepiersiowe są skorelowane.
OdpowiedzUsuńA tak wogle to piszę ten komentarz tylko po to, żeby zazanczyć, że czytam. O.