Wypakowalam ptasie mleczko, ogorki kiszone, chrzan i kasze jaglana z (przywiezione do Paryza przez brata), wypilismy swieze austriackie wino z mezem ze swiezo przywiezionych kieliszkow hand made robionych we Wloszech, zagryzajac swieza francuska bagietka z creme caramel au beurre sallee (niech ten moj maz ma cos z tej Europy)
Wypralam ulubione sukienki i majtki, ktore na szczescie zdazyly wyschnac mimo wciaz wysokiej wilgotnosci w Seulu i mozna bylo pakowac walizke na nowo. Yay... Tak, to sa te chwile, kiedy jednoczesnie nienawidze i kocham swoj tryb zycia. Ale jak to mowia, kto narzeka, ten zmywa naczynia!
To nie miala byc zwykla wizyta w Szanghaju. Organizowalam tam doroczne seminarium dla czlonkow mojej korpo-familii z Chin, Japonii i Korei. To jest ten jeden moment w roku, kiedy mam wrazenie, ze zarabiam za duzo. Jestem wowczas najdrozsza asystentka personalna swiata. Pilnuje organizacji hoteli, taksowek, przerw kawowych, lunchy, kolacji, a nawet winietek na stolach w sali konferencyjnej i informacji gdzie jest toaleta... Kazdy ma jakis problem i jako ze Azjaci nie podrozuja i boja sie wszystkiego, z kazdym problemem uderzaja do mnie. Wszystko wyszlo zadziwiajaco doskonale, co przyplacilam spieciem miesni szyi i barkow przez 3 dni, tak ze sliny nie moglam przelykac nawet po chinskim masazu. Anyways, pare obserwacji z trzymania 3 azjatyckich nacji w jednym pokoju:
- Japonczycy sie NIE spozniaja, niezaleznie jaka by apokalipsa na drogach nie nastapila
- nikt nie zadaje pytan speakerom
- Koreanczycy sa zdecydowanie najmniej integrujacy sie. Trzymaja sie w grupie, mowia po koreansku, dziewczynki sie trzymaja za raczki (tak, wiek > 25 lat)
- Chinczycy sa naprawde wspanialymi gospodarzami: pilnuja, zeby zawsze bylo mnostwo jedzenia na stole, zeby kazdy mial pelny kieliszek (na szczescie nie bylo mocnych zawodnikow z polnocnych Chin ktorzy narzucaja szybkie tempo picia), odprowadzaja do taksowek itd. Naprawde bardzo mnie odciazyli z obowiazkow organizatorskich i opiekowali sie ladnie Koreanczykami i Japonczykami. Pod tym wzgledem wydaje mi sie, ze my Polacy jestesmy podobni do Chinczykow.
- Japonczycy bardzo boja sie jezdzic chinskimi taksowkami i przy zamawianiu bardzo wyraznie artykuluja, ze chca taksowke z pasami bezpieczenstwa:) w Chinach i Korei to norma, ze pasy na tylnim siedzeniu sa pochowane i juz zdazylam sie z tym oswoic. Rozumiem zaniepokojenie Japonczykow, ale jednoczesnie patrzenie jak bardzo sa tym faktem zestresowani bardzo mnie bawilo (jestem zla kobieta^^)
Pare stop klatek, tym razem z drugiej strony rzeki:
Zaskakujaco najlepszy widok na Pudong nie jest z Pudonga:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz