niedziela, 6 września 2015

Playa!

Jak już jadę do tego Bordeaux na seminarium to obskoczę po drodze południe Portugalii, Hiszpanii, Madryt i Paryż, co nie?

Rodzice nadal opornie podchodzą do propozycji wakacji w Azji (chyba muszę zmienić proporcje moich opowieści o Korei vs. reszcie kontynentu). Trzeba było się poświęcić i do nich dołączyć na Costa del Sol i w Algarve. Niech już będzie moja strata...;)









Cudownie było znowu zobaczyć niebieskie niebo w lato, przypomnieć sobie smak szynki jamon iberico i wina txakoli, powąchać prania suszego na wietrze. Gdyby kurcze wtedy mąż miał ciekawe perspektywy w Hiszpanii to może zostalibyśmy w tym Madrycie i nie jechali do żadnej Azji (choć Piotr mi przypomniał, ze będąc w Madrycie i tak cały czas gadałam o wyjeździe do Azji;)) Ale wrócimy. Nie wiem czy do Madrytu, nie wiem czy do Warszawy, ale jak starość to tylko w Europie. Amen.

Jeszcze z takich mniej górnolotnych konkluzji z krótkiego powrotu na półwysep Iberyjski to to, że plaże tutaj są bardziej kolorowe i wesołe. Nawet jak jest po sezonie i nie ma tłumów, to zawsze znajdzie sie jakaś atrakcja miło zajmująca umysł. A to gruba Hiszpanka, która bezwstydnie paraduje w mocno wyciętym kostiumie, a to ktoś się awanturuje, że dzieci sypią piachem, a to komuś fala zalała ręcznik. Nie spodziewałam się, że będę za tym tęsknić (albo twierdzić, źe ma to swoj urok...) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz